czwartek, 27 marca 2014

31. ,,Chce wojny to będzie ją miał !"

Marco tak jak obiecał, po skończonym treningu przyszedł do szpitala. Mój stan był dobry, ale nadal musiałam leżeć podpięta do kabelków i miałam zakaz wstawania z łóżka.  
- Jak tam na treningu? - zapytałam, gdy blondyn usiadł na łóżku. 
- Dobrze, masz pozdrowienia od chłopaków. - odpowiedział z uśmiechem. - A jak się czujesz?
- Coraz lepiej. 
- Może czegoś potrzebujesz, skoczę do sklepu ? 
- Nie, dzięki, mam wszystko. 
- Tim kazał mi, abym ci powiedział, że masz się nie przejmować pracą, dopóki w pełni nie wyzdrowiejesz, możesz zostać w domu. 
- Naprawdę? On jest kochany...Przekaż mu, że postaram się wrócić najszybciej i wszystko nadrobię. 
- Jasne. Magda...mam do ciebie pytanie...- zaczął się wahać, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.
- Słucham? 
- Wiesz, w sumie to chyba nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy...- podniósł się i podszedł do okna. 
- Jakie rozmowy? Co masz na myśli? Jak już zacząłeś, to teraz mów. 
- Chodzi o to, że...- przerwał, a ja wywróciłam oczami. - Chciałbym, żebyś po wyjściu ze szpitala zamieszkała u mnie. - powiedział szybko, wracając na miejsce obok mnie. Patrzyłam na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. - Proszę, zgódź się. 
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Marco. - powiedziałam niepewnie, na co on spuścił głowę i odpowiedział cicho :
- Tego się obawiałem... - chciał wstać, ale złapałam go za dłoń. 
- Obiecuję, że to przemyślę, daj mi czas do jutra, ok? - poprosiłam, a  w jego oczach pojawiły się iskierki. 
- Czyli nie mówisz, że nie? - zapytał.
- Oczywiście, że nie powiedziałam, że się nie zgadzam. - zaśmiałam się. - Muszę tylko to przemyśleć. 
- Chciałbym, żebyś mieszkała ze mną, nie musielibyśmy codziennie do siebie jeździć, w końcu to też jest kawałek drogi. No, a po drugie, po wyjściu ze szpitala ktoś będzie musiał ci pomóc... I przypilnować, żebyś za bardzo się nie przemęczała.- dodał. - Znając ciebie, to od razu po przyjściu do domu, zamiast odpoczywać, wpadłabyś w wir pracy.
- Oj, nie przesadzaj, chociaż w domu po tym całym zamieszaniu jest pewnie okropny bałagan. No, i w pracy też mam masę zaległości, nieuzupełnionych papierów, propozycji wywiadów, na które trzeba odpowiedzieć...- zaczęłam wymieniać.
- Nie przejmuj się tym, Tim sobie świetnie radzi. A co do twojego domu, to wszystko jest posprzątane. Po tym zdarzeniu, Ania i jakaś twoja przyjaciółka...chyba Nina, zajęły się tym, kiedy ja siedziałem tutaj. W ogóle, bardzo mi pomogli. 
- A co Nina robiła w moim mieszkaniu? Jak się tama znalazła? 
- Była cię odwiedzić, podobno gdzieś wyjeżdżała i chciała zostawić ci klucze od swojego domu i tak się złożyło, że przyszła akurat wtedy, gdy przyjechała po ciebie karetka. - odpowiedział i wyjął z kieszeni dzwoniący telefon. - To Alan. - powiedział krótko i odebrał. 
Alan był prawnikiem Marco, lecz kontaktował się z nim rzadko, tylko wtedy, gdy jakaś gazeta przekręciła jego słowa, albo media podawały fałszywe informacje. Taka sytuacja ostatnio nie miała miejsca, więc jego telefon, zdziwił nas obojga. Reus wyszedł na korytarz i długo nie wracał. Kiedy już przyszedł, nie był zadowolony. 
- Wiesz co się stało ? - zapytał retorycznie. - Ten idiota zeznał przeciwko mnie, że niby go pobiłem. 
- Marvin ? - zapytałam, jakbym nie wiedziała, że może chodzić tylko o niego. - Mówiłam, że będziesz miał z tego problemy. I co powiedział Alan ? 
- Żebym spróbował się z nim jakoś dogadać. Nawet nie mam zamiaru tego robić. Nie mam ochoty nawet patrzeć na tego dupka. 
- Marco, ale to jest jedyne rozwiązanie... Jeśli się z nim nie dogadasz, to on na prawdę może napsuć nam krwi. 
- Nie mam zamiaru go o nic prosić. - odpowiedział stanowczo. 
- Albo ty to zrobisz, albo ja do niego pójdę. 
- Chyba oszalałaś, wybij sobie to z głowy, Madzia! Nie waż się do niego zbliżać, po tym co ci zrobił. - mówił apodyktycznym tonem. 
- Po prostu nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy... - odpowiedziałam spokojnie.
- Madzia, przecież to nie przez ciebie. Załatwimy to inaczej. Poprzez prawników, chce wojny to będzie ją miał!
______________________________________________________
Przepraszam, że tak krótko, ale zupełnie brakuje mi czasu. :(

CZYTASZ = SKOMENTUJ !! :)
  

środa, 19 marca 2014

30. ,, Ty to masz pomysły, Reus. "

Leżałam w kałuży krwi, z mojego ramienia strumykiem spływała czerwona ciecz, a Marvin próbował zdjąć moje spodenki. Resztkami sił, jak tylko potrafiłam, starałam się mu to utrudnić.  
- Zostaw mnie ! Co ja ci takiego zrobiłam? - krzyczałam. 
- Najpierw mnie oczarowałaś, a potem uciekłaś... Tak się nie robi. 
- Oczarowałam? Co ty chrzanisz? Traktowałam cię jak zwykłego kolegę. - przycisnął mnie do ziemi i patrzył mi w oczy. 
- Ale ja traktowałem cię jak kogoś więcej. Dobrze o tym wiedziałaś, bawiłaś się mną. Teraz ja pobawię się z tobą. - kopnął mnie i zaczął dusić. Krzyczałam ile miałam sił w płucach. W pewnej chwili ktoś wszedł do domu. 
- Madzia? Co tu się dzieje?! - ujrzałam Marco. Marvin szybko wybiegł z pokoju i chciał uciekać, ale piłkarz skutecznie go zatrzymał. - Co ty jej zrobiłeś? - przyparł Marvina do ściany podając mi komórkę. - Dasz radę zadzwonić?- zapytał.
- Tak. - odparłam, wybierając alarmowy numer, co nie było łatwe. Moje ręce cały czas się trzęsły, z minuty na minutę byłam słabsza z powodu utraty krwi. 
- Wytrzymaj jeszcze chwilę...- wyszeptał Marco. Próbowałam go powstrzymać, gdy zaczął okładać Marvina pięściami, wiedziałam, że może mieć przez to spore problemy. Niestety, nie zdołałam powiedzieć ani słowa, kilka sekund później straciłam przytomność. 

                                                                             ***
Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Czułam przeszywający ból, moje ręce były oklejone opatrunkami. Ruch uniemożliwiały mi różnokolorowe kabelki, które były podłączone do mojego ciała. Kilka metrów dalej stał Marco, wpatrywał się w okno i chyba rozmawiał z kimś przez telefon. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się, że jest przy mnie. Jest mimo tego, że potraktowałam go jak oszusta. Jest mimo tego, że odtrąciłam go. Jest mimo tego, że nie potrafiłam mu zaufać. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że te wszystkie nasze kłótnie to drobnostki, byle co, nic nie znaczące. 
- Tato, zrozum nie zostawię jej. - mówił do telefonu. 
- Synu, daj sobie spokój! - usłyszałam głos w słuchawce -  Nie dość, że cię tak potraktowała to jeszcze nie wiadomo kiedy się wybudzi.- zaraz, zaraz to znaczy, że byłam w śpiączce? - A ty jak głupi przy niej siedzisz i zawalasz treningi. To powinno być teraz dla ciebie najważniejsze! - mówił podniosłym głosem, jak się domyśliłam jego ojciec. 
- Ale najważniejsza jest dla mnie Magda, kocham ją i w tym momencie mam gdzieś treningi, rozumiesz?! - odpowiedział Marco i rozłączył się. Patrzył jeszcze w okno, nie zwracając na mnie uwagi. Ja również nie dałam znaku, że się wybudziłam. Jego słowa,które powiedział do telefonu, kompletnie mnie wzruszyły. Z moich oczu poleciały łzy. W końcu piłkarz podszedł do mojego łóżka i zobaczył, że mam otwarte oczy. 
- Obudziłaś się!  - powiedział z szerokim uśmiechem. - Leżałaś trzeci dzień w śpiączce po ciężkiej operacji... Gdybym mógł, zabiłbym tego...
- Nie kończ. - przerwałam mu. - Marco, nie wiem jak mam ci dziękować. - próbowałam podnieść się, aby go przytulić, ale okropny ból pleców uniemożliwił mi to . Reus pochylił się nade mną i delikatnie mnie pocałował. Mimo strasznego bólu, który czułam niemal w każdej części ciała, było mi tak przyjemnie. Tylko dlatego, że on był obok mnie. - Gdybyś wtedy nie przyszedł... Nie wiem jakby się to skończyło. 
- Nie myśl już o tym . Zawołam lekarza, sprawdzi czy wszystko w porządku. - powiedział i wyszedł. Po chwili wrócił wraz z lekarzem, który sprawdził wszystkie czynności, które wykonywała aparatura, do której byłam podłączona. Poprosiłam go o jakieś środki przeciwbólowe. Powiedział, że pielęgniarka zaraz mi je dostarczy, a jutro zostanę skierowana na badania.
- Nie powinieneś być na treningu? -zapytałam, kiedy zostałam sama z Marco. 
- Mam tak po prostu jechać na trening, kiedy moja kobieta leży w szpitalu? Nie ma mowy. - odpowiedział. 
- Marco, nie chcę, aby twoja kariera przeze mnie ucierpiała. Za kilka dni masz mecz musisz się do niego przygotować! Poza tym słyszałam jak twój ojciec ma do ciebie o to pretensje. 
- Moim ojcem się nie przejmuj, on tak zawsze. Uważa, że życie prywatne mogę założyć dopiero, kiedy skończę karierę. Najlepiej po czterdziestce. Jak go poznasz to zrozumiesz. W głębi serca to dobry facet... 
- W sumie to nie wiem, czy chcę go poznawać... - zaśmiałam się. 
- Nooo wiesz, z teściem kiedyś musisz się zapoznać. - odpowiedział z uśmiechem. 
- Ejj, a kto powiedział, że on będzie moim teściem ?
- Przecież to logiczne. A właśnie, zapomniałem, że najpierw muszę ci się jeszcze oświadczyć. - teatralnie uderzył się w głowę, a ja się śmiałam. On zawsze umie poprawić mi humor. 
- Ty to masz pomysły, Reus. Chciałabym przypomnieć ci, że na tę chwilę, nie jesteś nawet moim chłopakiem. - zaśmiałam się w duchu, widząc jego minę. 
- Uratowałem ci życie, teraz należy mi się twoja ręka! - udawał oburzonego. 
- Twój umysł zatrzymał się na etapie, w którym zwierzęta gadają, a rycerze ratują księżniczki? - zapytałam z ironią. 
 - Nie, ale ty z pewnością jesteś moją księżniczką. I dziewczyną też. 
- Niech ci będzie. A tak na poważnie Marco...- spoważniałam. - To teraz zdałam sobie sprawę, że te moje te moje pretensje do ciebie były tak na prawdę beznadziejne. Są niczym w porównaniu do tego, że najpierw ratujesz mi życie, a potem siedzisz tutaj przy mnie. 
- Nie, to ja rzeczywiście źle postąpiłem. Nie mówiłem ci o wszystkim, potem wynikały takie głupie sytuacje. Przepraszam. 
- Ja też. Szkoda, że musiała zdarzyć się dopiero taka sytuacja, żebyśmy zrozumieli swoją głupotę. Powiedz, co teraz z Marvinem? 
- Policja go zabrała, będzie sprawa w sądzie, pewnie go wsadzą. A ja postaram się, żeby gnił tam jak najdłużej. 
- Mam nadzieję, że nic takiego mu nie zrobiłeś? -zapytałam dla pewności. 
- Trochę go obiłem.Jak będzie chciał się zemścić to założy sprawę przeciwko mnie...
- No i po co to zrobiłeś? Przecież wiesz, że możesz mieć teraz problemy. Jaki ty jesteś nieodpowiedzialny! - westchnęłam i pokiwałam głową. 
- Nie mogłem się powstrzymać. Jak cię zobaczyłem, we krwi, taką bezbronną...Cud, że go nie zabiłem. 
- No to trzeba poszukać dobrego prawnika... - powiedziałam. - A teraz koniec gadania, jedź na trening! 
- Nie, zostanę tutaj z tobą. - odpowiedział. 
- Nie ma mowy, w tej chwili, już cię nie ma Reus! - rozkazałam. 
- Ale Madzia...
- Juuuuż! - pokręcił głową, pocałował mnie i ruszył w kierunku drzwi. 
- Odpoczywaj, wpadnę do ciebie później. - powiedział i wyszedł. 

______________________________________________________
Mały jubileusz, bo 30 rozdział :D Z tej okazji jest trochę dłuższy. Mam nadzieję, że tak jak do tej pory będziecie nadal motywować mnie dobrym słowem w licznych komentarzach ! :)









środa, 12 marca 2014

29. ,, Pomocy! "

Mecz zakończył się zwycięstwem Borussii. Jesteśmy w dogodnej sytuacji przed rewanżem, który odbędzie się na stadionie w Dortmundzie. Niestety, tuż przed meczem, Lewandowski doznał kontuzji, która wyklucza go z gry na prawie tydzień. Jednak i bez niego klub pokazał klasę i strzelił aż cztery gole Zenitowi. Nocą wróciliśmy do Dortmundu, dziś mam dzień wolnego, który postanowiłam przeznaczyć na zakupy. Około jedenastej ruszyłam pieszo do centrum, w celu kupienia butów i spodni. Po drodze odebrałam telefon. 
- Hej mamo. - powiedziałam wesoło. 
- Cześć! A co ty taka radosna, ostatnio jak do ciebie dzwoniłaś to raczej nie tryskałaś energią. - no tak, nawet przez telefon potrafiła wyczuć jaki mam humor. 
- A tak po prostu...Nic nie poprawia kobiecie humoru, jak dobre zakupy!
- No, to możesz od razu poszukać sobie jakieś ładnej sukienki. - odpowiedziała tajemniczo. 
- A co, mamy jakieś wesele? - zaśmiałam się. 
- No...zgaduj dalej. 
- Maciek się żeni! - wypaliłam i zaczęłam się głośno śmiać, wyobrażając sobie mojego brata przed ołtarzem.
- Ty to masz pomysły. Kaja urodziła córeczkę, chodzą plotki, że masz być chrzestną . - Kaja była moją siostrą cioteczną, starszą o trzy lata, rok temu wyszła za Marcina. W dzieciństwie zawsze razem spędzałyśmy czas, mieszkała niedaleko naszego domu. Kiedy wyjechałam, nasze kontakty ograniczyły się do wysyłania sobie życzeń  na święta, urodziny czy imieniny. Oczywiście, będąc w Boże Narodzenie zamieniłam z nią kilka zdań, była w szóstym miesiącu ciąży. Informacja od mamy bardzo mnie zaskoczyła, nie spodziewałabym się takiej informacji. 
- To pewne?
- Rozmawiałam z Alicją, wygadała się. - Alicja to siostra mojej mamy, największa plotkara w rodzinie, zupełne przeciwieństwo mojej rodzicielki. - Nie cieszysz się? Śliczna dziewczynka! 
- Cieszę, tylko... Mamo sama wiem jak to jest mieć chrzestną za granicą...Nie zawsze będę mogła być z prezentem w dniu dziecka czy urodzin, a dziecku będzie przykro. 
- Wiem, ale z drugiej strony to taka przyjemność! Zawsze możesz odmówić, ale raczej Kai ani Marcinowi nie będzie przyjemnie. To ich decyzja, na pewno sobie to przemyśleli. 
- Wiesz mamo, muszę kończyć wchodzę właśnie do sklepu. 
- To trzymaj się i przemyśl tę sprawę z Kają. Ona pewnie wkrótce do ciebie zatelefonuje. Pa! - powiedziała i rozłączyła się. 
Po prawie dwóch godzinach z zakupami wróciłam do domu. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam przy stole czytając gazetę. W pewnej chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Pomyślałam, że to Anka, którą się umówiłam na pogaduchy. Tylko, że miała przyjść dopiero wieczorem... Kiedy otworzyłam, ujrzałam Marvina z podstępnym wyrazem twarzy. Próbowałam zamknąć drzwi, ale niestety on był silniejszy. Wepchnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi. 
- Nie chciałaś się ze mną spotkać to sam do ciebie przyszedłem. - powiedział cicho, powoli się do mnie zbliżając. 
- Czego chcesz? - moje serce zaczynało bić coraz szybciej. 
- A co, boisz się? - zaśmiał się. Próbowałam go wyminąć i uciec, ale złapał mnie za rękę i przycisnął do ściany. 
- Puść mnie! - krzyknęłam. - Odejdź! - próbowałam się uwolnić, ale on nie zwracał na to uwagi i zaczął mnie całować po szyi, a następnie rozpinać moją koszulę. Zaczęłam go kopać i choć na chwilę się uwolniłam. Niestety, nie zdążyłam uciec. Złapał mnie za włosy i popchnął na stół. Dotarł do mnie przeszywający ból. Poczułam jak ciepła krew spływa po moich plecach. Uderzył mnie w twarz. Leżałam na podłodze i płakałam. 
- Wstawaj! - krzyknął, ale ja nie zareagowałam.- Słyszysz co mówię?! - nie miałam zamiaru wykonać jego polecenia. Znowu szarpał mnie za włosy, co zmusiło mnie do wstania. Ledwo trzymałam się na nogach. Rozdarł moją koszulę i popchnął mnie na łóżko. Próbowałam sięgnąć telefon, ale zauważył to i uprzedził mnie, rzucając nim o ziemię. 
- Pomocy! - krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam, jednak za każdym razem,kiedy się odezwałam dostawałam cios w twarz. Resztkami sił wydostałam się spod niego i ruszyłam w stronę drzwi. Na nieszczęście, Marvin miał dobry refleks i złapał mnie za nogę w ten sposób, że uderzyłam ramieniem w szklany stolik . Moja rozdarta koszula była cała we krwi,nie miałam szans w pojedynku z nim. 
- Ratunku! - krzyczałam nieustająco. 
 - I tak nikt cię tu nie usłyszy...

piątek, 7 marca 2014

28. ,,Czyżby to Marco nie pozwolił ci spać?"

Odetchnęłam z ulgą, kiedy wysiadłam z samolotu. Wiedziałam jednak, że już za kilka dni czeka mnie lot powrotny. Nie byłam zachwycona z tego powodu, aczkolwiek chciałam już wrócić do Dortmundu, bo nie podobała mi się wizja spędzania czasu z Reusem, co było nieuniknione, przebywając w jednym hotelu. Oczywiście, mogłam zaszyć się w pokoju, ale wtedy byłoby jeszcze gorzej. Podczas kolacji starałam się zająć miejsce jak najdalej od Marco, aczkolwiek trochę się na nią spóźniłam i musiałam siedzieć prawie na przeciwko niego. Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie. Szybko zjadłam i opuściłam pomieszczenie. Wróciłam do swojego pokoju i poszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki, zauważyłam, że ktoś siedzi tyłem na moim łóżku. 
- Kto ci pozwolił tutaj wejść? - prawie krzyknęłam, widząc Marco. 
- Sam wszedłem, pukałem, ale nie otwierałaś. Magda, musimy pogadać. Na spokojnie, bez nerwów, wszystko ci wytłumaczę. - mówił spokojnym, ale stanowczym tonem. 
- Nie licz, że po tym rzucę ci się w ramiona i będzie tak jak dawniej. - odpowiedziałam, siadając na drugim brzegu łóżka. 
- Kochanie, ale ja nic nie zrobiłem. Nie okłamałem cię, nawet nie potrafiłbym tego zrobić. 
- Przestań. - parsknęłam. - Najpierw ta cała sytuacja z Alexandrą, teraz z Manchesterem. Uważasz, że jesteś wobec mnie w porządku? - zapytałam z ironią. 
- Z Alex nic mnie nie łączy, powtarzałem ci to już wiele razy. 
- A jakie masz wytłumaczenie, jeśli chodzi o twój nowy klub?
- Moim klubem jest Borussia i tak zostanie, nigdzie nie odchodzę. - odpowiedział. - Rozważałem przejście do United, ale nie brałem tego na poważnie. 
- Nie brałeś na poważnie?! Jakoś Tim i cały zarząd o tym wiedzieli. Nie informowałbyś klubu o swoich zamiarach, gdybyś nie brał ich na poważnie.  I o dziwo, Alexandra też o tym wiedziała! - zaczęłam krzyczeć. 
- Alexandra wiedziała od Mel. Z kolei Mel coś po prostu wspomniałem, że mam ofertę i tyle. Jak zwykle dorobiła swoją wersję i powiedziała Alex. 
- A dlaczego mi nie wspomniałeś, że ,,masz ofertę"? - zaakcentowałam ostatnie dwa słowa. 
- Madzia, mamy chyba wiele innych wspólnych tematów do rozmowy, nie uznałem tego za wystarczająco ważne. 
- Ty w ogóle nie uznajesz mnie za wystarczająco ważną. A teraz przepraszam, ale jestem zmęczona, wyjdź. 
- Ale, Magda...
- Wyjdź! - przerwałam mu. 
Kiedy zasnęłam, obudził mnie dzwonek telefonu. Telefonował nie kto inny jak Marvin. 
- Halo ?! - odebrałam.
- Madzia, jak miło słyszeć twój głos. - odpowiedział. 
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zostawił mnie w spokoju?! Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? - podniosłam głos.
- Dobrze wiesz czego chcę. Chcę ciebie. 
- Jesteś chory, jeszcze jeden telefon i idę na policję! - zagroziłam mu.
- Myślisz, że się boję? Nic mi nie zrobią, bo ja nie czynię nic złego...- odpowiedział spokojnym głosem.
- Jeszcze zobaczymy. - powiedziałam pewna siebie i rozłączyłam się.
Tak na prawdę nie miałam pojęcia co z tym zrobić. Zaczynałam się bać, nie wiedziałam do czego jest zdolny Marvin. Do pewnego momentu, był normalny, sprawiał wrażenie człowieka ułożonego, rozsądnego. Jak widać pozory mylą. Wiedziałam, że zgłoszenie tej sprawy na policję nic nie da. Musiałam poradzić sobie z tym sama, tylko jak skoro ani prośby ani groźby do niego nie docierają? Tej nocy ciężko było mi zasnąć. Nurtowała mnie też sprawa z Marco. Może to co on mówi to prawda, a ja sobie coś umyśliłam i nie chcę mu wierzyć? A co jeśli to wszystko kłamstwa, a ja po raz kolejny dam się zranić? Od pewnego czasu moje życie stało się pełne niewyjaśnionych sytuacji, dylematów, pytań bez odpowiedzi. Byłam rozdarta, nie wiedziałam jak mam postępować. Kiedyś działałam impulsywnie i spontanicznie, ale od kiedy zaczęłam pracować w telewizji, każdą swoją decyzję kilkukrotnie obmyślałam.  Postanowiłam, że dam sobie trochę czasu. Sobie i Marco. Oboje musimy to wszystko głęboko przemyśleć. Oczywiście, nadal go kochałam, ale nie wiem czy potrafiłabym, w tym momencie, w pełni zaangażować się w związek, mieć pełne zaufanie, żyć bez żadnych obaw.  
Następnego dnia, zaspana i z bólem głowy poszłam na śniadanie. W hotelowej restauracji zbierali się piłkarze i trenerzy. Zajęłam miejsce obok Kuby. 
- Dzień dobry! A co ty taka niewyspana? -zapytał radośnie. 
- A, daj spokój. - oparłam.
- Czyżby to Marco nie pozwolił ci spać? - zaśmiał się.
- Przestań Kuba, dobrze wiesz jak jest między nami. - dobrze kolegował się z Marco, poza tym Borussia jest jak jedna wielka rodzina, każdy wszystko wie...
- No coś słyszałem, a taka z was fajna para...
- Była. - dokończyłam za niego.
- E, tam. Na pewno się jakoś dogadacie. - powiedział pokrzepiająco. 
- Dobra, nieważne. Lepiej powiedz jak się czujesz przed meczem ? 
- Świetnie, jak zawsze. - zaśmiał się. - A tak na serio to trochę boli mnie prawe ramię, ale do wieczora będzie w porządku. 
- No, mam nadzieję. 
Po śniadaniu wszyscy ruszyliśmy na stadion, który prezentował się bardzo okazale, jednak porównywanie go ze stadionem Borussii nie miało sensu, ponieważ ten dortmundzki przewyższał go w każdym elemencie. Piłkarze poszli do szatni, w celu przebrania się, a ja zajęłam miejsce obok trenera wypytując go o wszystkie informacje, które będą potrzebne mi na konferencji prasowej. 







poniedziałek, 3 marca 2014

27. ,,No bo chodzi o Marco..."

Minęło kilka dni, wróciłam do swojego, już ciepłego, domu. W pracy Marco nie dawał mi spokoju, cały czas prosił mnie o rozmowę, ale ja niestety nie potrafiłam zdobyć się na odwagę i porozmawiać z nim w cztery oczy. Bałam się, że dam się łatwo przeprosić i wszystko mu odpuszczę. Nie chciałam tego. Nie mogłam dopuścić, żeby po raz kolejny mnie okłamał. Oczywiście dowiedział się o co mi chodzi. Próbował tłumaczyć mi, że to pomyłka, nieporozumienie, zbieg okoliczności, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nie wierzyłam mu. Do tego pojawił się problem z Marvinem. Nie daje mi spokoju, wydzwania, chce się spotkać. Kilka dni temu zadzwoniłam do niego i powiedziałam, żeby się odczepił, ale to tylko pogorszyło sprawę, bo od tamtego czasu dzwoni jeszcze częściej i wysyła mi sms'y. Najwyraźniej chodziło mu o to, aby mnie zdenerwować. 
Kolejny dzień w pracy zapowiadał się bardzo ciężki. Wyjazd piłkarzy na mecz do Rosji, masa wywiadów, dziennikarzy, reporterów, konferencja prasowa. Naturalnie ja, jako rzecznik prasowy musiałam również udać się do Petersburga. Po załatwieniu wszystkich spraw, późnym popołudniem wraz z piłkarzami i sztabem szkoleniowym udaliśmy się na lotnisko. 
- Nie cierpię latać samolotami. - żaliłam się Matsowi, który był tak miły i ciągnął również moją walizkę. 
- Ja też kiedyś za tym nie przepadałem, ale musiałem się do tego przyzwyczaić. Jak zauważyłaś, ciągle gdzieś latamy. 
-Wiem, to chyba jedyny minus mojej pracy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ostatnio zauważyłem, że jest też drugi - Marco. Unikasz go jak tylko się da. - zaśmiał się. - Przepraszam. - powiedział, gdy zobaczył moją minę. 
- Nie szkodzi. - odpowiedziałam krótko i wzięłam swoją walizkę, kierując się w stronę odprawy. Po kilkudziesięciu minutach byliśmy w samolocie. Jak zawsze założyłam słuchawki i postanowiłam nie myśleć o tym, że lecimy. Kilkanaście minut później poczułam jak ktoś mnie dotyka. Zobaczyłam, że dosiał się do mnie Pierre. 
- Coś się stało? - zapytałam, wyjmując słuchawki. 
- Nie..., znaczy tak jakby. - odpowiedział. 
- Możesz jaśniej? - zaśmiałam się. 
- No bo chodzi o Marco...
- Przysłał Cię tutaj? - spojrzałam w jego stronę, żywo dyskutował o czymś z Nurim.  
- Nie, nie ! Wiesz, kumplujemy się i zauważyłem, że jest bardzo przygnębiony od kiedy nie jesteście razem. Właśnie, wy w końcu jesteście ze sobą, czy nie? No bo ja już nic z tego nie rozumiem. 
- Nie, Pierre. Nie jesteśmy. Nie będę z człowiekiem, który mnie okłamuje i zataja przede mną prawdę. 
-Magda, ale ty mu nawet nie dałaś się wytłumaczyć...
- A co tu jest do tłumaczenia?!-uniosłam się. - Okłamał mnie i tyle, a teraz wybacz, ale nie będę z tobą o tym rozmawiać. - włożyłam słuchawki do uszu i odwróciłam się. 
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM ;< 
Wiem, że krótki, że o niczym, że bez składu i ładu, ale chciałam dzisiaj dodać rozdział, ponieważ nie pojawił się od ponad tygodnia. Jestem zawalona klasówkami, kartkówkami, a do tego mam w marcu trzy konkursy, na które
na prawdę muszę dużo się uczyć, także mam nadzieję, że zrozumiecie. Jeszcze w tym tygodniu postaram się coś dodać! :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !! :)