piątek, 20 czerwca 2014

40. ,,Może się czegoś napijesz, mamusiu? "

Wczesnym rankiem wszyscy wylądowaliśmy na lotnisku w Dortmundzie. Większość osób była niewyspana i nie wyglądała zbyt dobrze, co było skutkiem prawie nieprzespanej nocy. Ja również nie miałam dobrego humoru, ponieważ cały czas w głowie ,,siedział" mi wczorajszy telefon od Marvina. 
- Madzia, przestań się tym już zamartwiać. To naprawdę nie ma sensu. - przytulił mnie Marco, gdy odebraliśmy walizki. 
- Boję się, że on może popsuć ci karierę...Jest zdolny do wszystkiego. -odparłam.
- On nie może nic zrobić. Nawet nie wiadomo czy odbędzie się ta cała rozprawa przeciwko mnie, którą tak nam groził. - wsiedliśmy do taksówki i po kilkunastu minutach byliśmy już w domu piłkarza.  - Jestem niesamowicie głodny. Może zrobimy jakieś porządne śniadanie?-  zapytał, a ja zajrzałam do lodówki. 
- Możemy zrobić jedynie tosty, twoja lodówka świeci pustkami. - zaśmiałam się, wyjmując ser. 
- Zaraz,zaraz teraz to jest nasza lodówka! - powiedział z naciskiem na ,,nasza", a następnie pocałował mnie w policzek. - Chcę żebyś czuła się jak u siebie, to jest również twój dom. - nic nie odpowiedziałam.
Marco kroił pomidory, a ja wyjęłam z szafki tarkę. Gdy blondyn wykonał już swoje zadanie, usiadł przy stole, dokładnie mi się przyglądając. Wiedziałam, że koszulka, którą na sobie mam jest dosyć krótka i odsłania fragment mojego ciała. Po starciu sera celowo oblizuję palce i uzyskuję efekt, jakiego się spodziewałam. Reus podchodzi do mnie i całuje mnie w kark. 
- Chcesz usłyszeć o czym myślę? - pyta cicho. 
- Powiedz, choć i tak wiem. 
- Pragnę cię. - obracam się, a on całuje mnie w usta. - Bardzo. 
-Powiedzieć ci, czego ja chcę? - szepczę.
- Tak. 
- Ciebie. - wyłączam piekarnik, zanim pójdziemy do sypialni. 

Na pewien czas zapominam o Marvinie, ale potem, kiedy leżę obok Marco, uczucie przygnębienia dopada mnie na nowo. W pewnej chwili ogarnia mnie uczucie wszechmocy. W ułamku sekundy zmieniam swoje nastawienie. Stwierdzam, że się nie dam omamić, poniżyć i zastraszyć. Nie pozwolę, aby to jakiś chory psychicznie człowiek siedział mi cały czas w głowie. Przecież w tym miejscu powinien być mój Marco. 
- Wiesz co? Masz rację, koniec  z zamartwianiem się! - mówię pewnie do blondyna leżącego obok. 
- Nic ci nie grozi. - muska palcem moją twarz. Potem przyciąga mnie jeszcze bliżej i całuje. W policzek. W brodę. W drugi policzek. A potem w usta. Robi to bardzo delikatnie. 
- Muszę już wstać, dobrze byłoby, gdybym zajrzała do pracy. - mówię, powoli się ubierając.
- Przecież sezon się już skończył, masz wolne...Zostań jeszcze chwilę. - prosi.
- Właśnie, sezon się kończy i jest mnóstwo spraw do zamknięcia. Wszystko szybko załatwię i do ciebie wrócę. - całuję go przelotnie w policzek i idę do łazienki. Gdy z niej już wychodzę, Marco jest prawie ubrany. 
- Ann do ciebie dzwoniła, odebrałem. Była jakaś dziwna, zaczęła mówić, że jedzie do Dortmundu i, że kogoś zniszczy... Jak się dowiedziała, że rozmawia ze mną to zaczęła się jąkać i wydusiła tylko tyle, żebyś do niej zadzwoniła. Nie wiesz o co chodzi? - spojrzał na mnie badawczo swoimi brązowymi oczami. Nie mogłam go okłamać. Nie potrafiłam. 
- Ona ma pewien plan, ale nie mogę ci powiedzieć... To nic takiego, coś sobie umyśliła, z resztą wiesz jaka jest Ann. 
- Ale jaki plan? Jak to ,,nic takiego" ? Przecież powiedziała, że chce kogoś... - przerwał w połowie zdania. - Chodzi o Alexandrę? - zapytał, a ja nic nie odpowiedziałam. - Co ona chce jej zrobić? 
- Nic. Po prostu nie może darować jej tego, że poszła z Mario do łóżka. Przepraszam, ale muszę już iść. - powiedziałam i szybko wyszłam z domu. 
Jadąc do klubu, zastanawiałam się czy Ann, wiedząc o tym co zrobiłam, już by mnie zabiła. Chociaż drugiej strony, nie powiedziałam Reusowi najważniejszej rzeczy, czyli sedna jej planu. Poza tym, jestem pewna, że zdeterminowanej Ann nic nie powstrzyma. Kiedy dojechałam na miejsce, od razu do niej zadzwoniłam. 
- Nie możesz nosić telefonu przy sobie, tylko zostawiasz go, cholera wie gdzie? - ,,miło" mnie przywitała. - Prawie wygadałam się Reusowi!
- Nie przejmuj się, nic nie wie. - ups..., chyba troszkę ją okłamałam.
- Mam nadzieję. Wieczorem jestem umówiona na spotkanie z  Dietrem Rehmannem. Pamiętasz kim on jest, prawda? - zapytała słodkim głosikiem. 
- Tak, właściciel budynku, w którym znajduje się restauracja. - odpowiedziałam jednym tchem.
- Może masz ochotę pójść tam ze mną? Wiesz, co dwie urodziwe blondynki, to nie jedna...
- Nie mieszaj mnie w to. Nigdzie nie idę. Życzę ci powodzenia, a teraz muszę już kończyć, idę do pracy. 
- Okej, jutro możemy się spotkać, zdam ci relację z dzisiaj. 
- Dobra, do się zdzwonimy, pa. - powiedziałam i rozłączyłam się, wysiadając z samochodu. 

Z pracy wróciłam dopiero wieczorem. Ze stertą papierów, cudem wysiadłam z samochodu. Ruszyłam do drzwi, ale nie byłam w stanie wygrzebać kluczy z dna torebki. Ramieniem udało mi się wcisnąć dzwonek. Po chwili drzwi się otworzyły. 
- Cześ kochanie, co tak późno? - zapytał blondyn. - Co to? - wskazał na pokaźną kupę kartek na moich rękach. 
- Nie pytaj tylko weź to ode mnie. - przekazałam mu dokumenty i rozsznurowałam buty. - Nadal uważasz, że mam wolne? - zaśmiałam się. - To wszystko muszę wypełnić do środy. Mam dwa dni. 
- Pomógłbym ci, gdybym umiał, ale niestety... W zamian za to, mogę zrobić kolację, a ty sobie odpoczniesz, co ty na to?
- Super pomysł, ale wydaje mi się, że do wtorku nie będę miała chwili odpoczynku.   
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. 
-Otworzę. - zakomunikował blondyn i ruszył do drzwi. Po chwili w salonie pojawiła się kobieta w średnim wieku.  - To moja mama. - powiedział Marco. Wstałam i podeszłam do niej, wyciągając rękę. Posłała mi szczery uśmiech. - A to jest Madzia, moja dziewczyna. - przedstawił mnie swojej matce. 
- Marco dużo o tobie opowiadał. -  odarła kobieta, a Marco śmiesznie wywrócił oczami. 
- Może się czegoś napijesz, mamusiu? - zaproponował blondyn. 
- Herbatki, kochanie. - odparła, a piłkarz ruszył do kuchni. Ja zaczęłam sprzątać wszystkie dokumenty, teczki i inne rzeczy, które leżały na stoliku. 
- Przepraszam za bałagan, ale dopiero wróciłam z pracy i...
- Nie ma problemu, nie sprzątaj. - uśmiechnęła się, siadając obok mnie. - Cieszę się, że tutaj mieszkasz, Marco dzięki tobie bardzo dojrzał.  Dawniej to wszystko wyglądało znacznie gorzej...- rozejrzała się po salonie.
- Nie przesadzaj, zawsze było czysto. - odparł blondyn, kładąc filiżankę na stoliku. - Po prostu, zawsze przychodziłaś w nieodpowiednim momencie. 
Wieczór upłynął w bardzo miłej atmosferze, a mama Marco okazała się być niesamowicie przyjazną osobą. To bardzo ciepła, miła i sympatyczna osoba, zarażająca pozytywną energią. Piłkarz jest do niej bardzo podobny pod względem charakteru. Jest bardzo przywiązany do swojej rodziny i widać, że bardzo ją kocha. Siedząc w ich towarzystwie, przez chwilę zamarzyłam, aby być za kilka lat żoną Marco i otaczać się tak wspaniałymi ludźmi.

środa, 4 czerwca 2014

39. ,,No, w końcu mówisz coś normalnego!"

Nadszedł dzień ostatniego meczu w tym sezonie, który miał odbyć się w Berlinie - Borussia Dortmund kontra Bayern Monachium. Wczesnym rankiem, razem z Luizą udałyśmy się na lotnisko. Dziewczyna była już w lepszym stanie, była nawet zadowolona, że wraca do domu, bowiem jej matka przemyślała sprawę i uświadomiła sobie, że popełniła wielki błąd. Oczywiście ich relacje na pewno nie będą kolorowe, ale najważniejsze, że sprawa osiągnęła porozumienie. Kiedy doleciałyśmy do stolicy Niemiec, Lu od razu wzięła taksówkę i pojechała do rodziców. Natomiast ja umówiłam się z Ann, że spotkamy się przy głównym wejściu,  kwadrans przed meczem. Czekała na mnie w umówionym miejscu. 
- Jak tam twój plan? - zapytałam, gdy kierowałyśmy się na trybuny.
- Bardzo dobrze. Swoją drogą, niedługo zawitam do Dortmundu. Wyprowadzam się z Monachium, nic mnie tam nie trzyma. Dostałam korzystną ofertę tutaj, w Berlinie. 
- Szkoda. Miałam nadzieję, że się jakoś dogadacie z Mario... - westchnęłam.
- Chyba sobie żartujesz. Uważasz, że mogłabym mu to wybaczyć? Nie ma mowy. 
- Co masz zamiar teraz zrobić z Alex? - zapytałam, siadając w wyznaczonym dla mnie miejscu.
- To, co ci wcześniej mówiłam. Znajdę sposób na tego faceta i odkupię restaurację. - odpowiedziała pewna siebie, a ja postanowiłam nie drążyć dalej tego tematu. 
Mecz niestety nie skończył się dobrze dla piłkarzy Borussii. Przegrali 2-0, po dogrywce. Z boiska schodzili ze spuszczonymi głowami. Było mi szkoda w szczególności Marco, który bardzo chciał wygrać ten pojedynek. Dostrzegłam jego złość, a zarazem smutek. Kilka rzędów dalej odnalazłam Anię i Simmone. Pożegnałam się z Ann i ruszyłam w stronę dziewczyn. Razem miałyśmy się udać na imprezę z okazji zakończenia sezonu. W zespole z Dortmundu to podobno tradycja, że co roku, po ostatnim meczu, organizowane jest przyjęcie. Każda z nas miała zapisany adres hotelu, w którym miało się ono odbyć. Postanowiłyśmy, że nie będziemy czekać na resztę dziewczyn, więc złapałyśmy taksówkę i kazałyśmy się zawieźć w wyznaczone miejsce. Budynek prezentował się wyśmienicie, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Ogromna sala bankietowa i piękna fontanna po środku. W trójkę poszłyśmy się przebrać, wszystkie zostałyśmy poproszone o zabranie ze sobą strojów wieczorowych, co oznaczało, że każda partnerka ma mieć jakąś kieckę, aby nie paradować w koszulce meczowej na imprezie. Gdy wróciłyśmy na salę, przybyła już większość dziewczyn. Zasiadłyśmy przy stole i czekałyśmy na piłkarzy. Gdy ci się pojawili, włączono głośną muzykę. Marco podszedł do stołu i zajął miejsce obok mnie. 
- Nie teraz, to za rok, nie martw się. - przytuliłam go do siebie. 
- Mówię sobie to po każdym sezonie i jakoś nic z tego nie wychodzi. - odpowiedział. - Ale wiesz co? Teraz jest inaczej. Mam ciebie i wszystkie porażki przyjmuję z większym dystansem. Zacząłem dostrzegać, że istnieje życie poza piłką, dzięki tobie. Wiem, że teraz znacznie ważniejsze jest moje życie prywatne i to o nie powinienem się najbardziej troszczyć. - objął mnie i pocałował. 
- No, w końcu mówisz coś normalnego! - zaśmiałam się. - Zapomnijmy o tym co? Teraz trzeba się bawić, za kilka dni masz zgrupowanie reprezentacji i nie będzie na to czasu. 
- Ale potem jedziemy na jakieś długie, fajne wakacje. Oboje musimy od tego wszystkiego odpocząć. - powiedział, a ja od razu pomyślałam o Marvinie i o tym, że to nie koniec kłopotów. Nie znam go zbyt długo, ale jestem pewna, że zrobi wszystko, żeby mnie zniszczyć. Wiem, że ,,atakuje" Marco, ale tak naprawdę chce, żebym to ja cierpiała. 
- Jasne. - uśmiechnęłam się. - Jednak najpierw Mundial, a dopiero potem wakacje.
Przyjęcie upłynęło w bardzo miłej atmosferze, jednak nie obyło się bez łez. Był to czas pożegnań, odszedł Robert, co Marco również bardzo przeżył. Wznieśliśmy za Lewandowskich kilka toastów i życzyliśmy im obojgu wielu sukcesów. 
- Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł zobaczyć małego Lewego! - zaśmiał się Reus, gdy Robert z Anką do nas podeszli. 
- Dobra, bądź cierpliwy, może za kilka lat... -  odpowiedziała z uśmiechem brunetka. 
- ,,Za kilka lat"? To ja będę już wtedy na emeryturze! - odparł blondyn.
- I dobrze, będziesz miał czas, żeby się nim zajmować, a ja będę wtedy grał w piłkę. Tylko będziesz musiał przeprowadzić się do Monachium. - odpowiedział Lewy. 
- O nie, ja wtedy będę zajmował się swoimi dziećmi. - zaśmiał się Marco i puścił mi oczko. Wtedy zrozumiałam, że ma wobec mnie naprawdę poważne plany. Szeroko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową. 
- Tego wam życzę, Marco. - powiedziała Ania. - Madzia, mam nadzieję, że będziemy się spotykać na meczach naszej kochanej reprezentacji. - zwróciła się do mnie.
- Jeśli znajdę czas, to dlaczego nie... - odparłam. 
Impreza trwała do późna. Wszyscy świetnie się bawili. Po drugiej w nocy, część osób zaczęła się rozchodzić do swoich pokojów w hotelu. Mieliśmy tam przenocować i następnego dnia razem wrócić do Dortmundu. 
- Jestem już zmęczony, idziemy na górę? - zapytał Marco. 
- Jasne. - złapałam go za rękę i ruszyliśmy do pokoju, który znajdował się piętro wyżej.
Gdy weszliśmy do środka, od razu rzuciło nam się w oczy ogromne łóżko. Obok niego stała mała szafka i stolik, na którym stał wazon z bukietem kwiatów. Zdjęłam szpilki i podeszłam do lustra. Poczułam jak blondyn mnie obejmuje, a następnie całuje po szyi. Prawą ręką ściągnął ramiączko mojej sukienki.
- Podobno byłeś zmęczony.- zaśmiałam się.
- Nie aż tak... - odpowiedział cicho. 
Odwróciłam się i zaczęłam go całować. Moja sukienka leżała na podłodze. Skierowaliśmy się powoli w stronę łóżka, w międzyczasie wzajemnie pozbywając się garderoby. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
- Proszę, nie odbieraj. - powiedział piłkarz, jednak ja pomyślałam, że może to być co ważnego. W końcu była prawie  trzecia w nocy. 
- Słucham? - odebrałam telefon. 
- Celebruj dzisiejszy dzień. Być może w przyszłym sezonie twojego chłopca żaden klub nie będzie chciał... - usłyszałam szyderczy głos Marvina, a następnie sygnał. 
- Madzia, spokojnie. - powiedział Marco, który słyszał głos w słuchawce. - On tylko próbuje cię zastraszyć, nic nie może nam zrobić. 
- Nie mogę być spokojna, czy ty naprawdę nie rozumiesz co on mi zrobił?! - wybuchnęłam. 
- Rozumiem, doskonale rozumiem, kochanie. - objął mnie ramieniem. - Ale obiecuję ci, że teraz jesteś bezpieczna. 
- Marco, przepraszam, ale chyba położę się spać. 
- Oczywiście, dobranoc. - odpowiedział i mocno mnie do siebie przytulił.