niedziela, 19 października 2014

47. ,,To był jakiś koszmar. "


 ~Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Marco szybko wyszedł z auta i wszedł do środka. Gdy zobaczył Magdę, zamarł. Rzuciła mu się na szyję i zaczęła płakać. Przytulił ją mocno i próbował uspokoić. ~

- Tak bardzo się o ciebie martwiłem... - szepnął, gładząc jej włosy. 
- Myślałam, że nie chcesz mnie znać. - odpowiedziała, próbując powstrzymać łzy. - Marco, nie wiem jak mam cię przepraszać, ale to co wtedy się stało...
- Przestań. - przerwał jej. - Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, zapomnijmy o tym. Zachowałem się jak ostatni idiota. Z resztą, nie rozmawiajmy już na ten temat. Jak się czujesz? 
- Słabo. - odpowiedziała, siadając na ławce na korytarzu. Usiadł obok niej i objął ją ramieniem. Marcel, który kilka minut temu stał koło nich, gdzieś odszedł. 
- Co oni ci zrobili? Jak się wydostałaś? - zapytał.
- Więzili mnie, tak naprawdę nie wiem czego chcieli, Marvin powiedział, że to zemsta za to, że odrzuciłam jego uczucia. Kilka razy bili mnie do nieprzytomności. - na samo wspomnienie znów zaczęła płakać. Piłkarz przytulił ją do siebie mocniej. 
- Gdybym ich dorwał, zrobiłbym im to samo. Mam nadzieję, że ich złapią. - spojrzał na nią. Widział, że jest wykończona i bardzo osłabiona. - Pójdę do tej policjantki i poproszę ją o przełożenie tych wszystkich zeznań na jutro, dobrze? Wyśpisz się, zjesz coś, odpoczniesz. 
- Nie, chcę to zrobić dzisiaj, oni muszą jak najszybciej ich zamknąć. Chcę opowiedzieć wszystko teraz, póki dokładnie pamiętam każdy szczegół. Dam radę. - odparła. 
Po chwili pojawił się Marcel z butelką wody. Podał ją dziewczynie i usiał obok swojego przyjaciela. Kilka minut później policjantka poprosiła Magdę do swojego gabinetu, aby dowiedzieć się kilku innych istotnych szczegółów. Okazało się, że Marvin i Dominic są już na komisariacie, wystarczy potwierdzić ich tożsamość. Kwiatkowska musiała jeszcze raz spojrzeć w twarz porywaczy, po czym zostali oni zamknięci w celi. 
Był już prawie ranek, kiedy Magda i Marco wrócili do domu. Fornell pojechał wcześniej, gdy Reus przekonał go, że sobie poradzą. 
- Tak się cieszę, że już jesteś. - powiedział, przytulając ją do siebie. - Nie masz pojęcia jak bardzo mi ciebie brakowało. - weszli do salonu. Magda poczuła bezpieczeństwo, a zarazem ogromną ulgę. To co się stało, wydawało się być dla niej snem, odległą rzeczywistością. 
- A ty nie masz pojęcia co ja tam przeżyłam. To był jakiś koszmar. 
- To wszystko przeze mnie. Gdybym cię wtedy nie zostawił, nie wracałabyś sama...
- Mieliśmy do tego nie wracać. - przerwała mu. - Czekaliby na inną okazję i pewnie i tak by ją znaleźli. Nie chcę już o tym rozmawiać, Marco. - odparła, zarzucając ręce na szyję blondynowi. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. - Dlaczego nie pojechałeś na Mundial? - zapytała.
- Jak mógłbym jechać na mistrzostwa, kiedy moja kobieta jest więziona przez jakichś psycholi i nie wiem co się z nią dzieje? To oczywiste, że chciałem tutaj zostać. - odpowiedział i złapał ją za rękę. - Chodź, zjesz coś i położysz się spać. Musisz nabrać sił i wypocząć. 
Zjedli kanapki i wypili herbatę, a następnie wzięli prysznic i położyli się spać. 
Około piętnastej Magda się przebudziła. Reus już dawno wstał, zrobił jej obiad i pojechał zrobić szybkie zakupy, mając nadzieję, że zdąży zanim dziewczyna się obudzi. Ubrała się i lekko zakryła pudrem siniaki, które pozostały jej po ostatniej szarpaninie z Marvinem. Niestety, kiedy zeszła do kuchni nikogo nie było. Zobaczyła na stole przygotowany posiłek i odgrzała go, po czym zabrała się za jedzenie.Zaczęła zastanawiać się co ją ominęło, gdy nie było jej w Dortmundzie. Bardzo ciekawiło ją co dzieje się na świecie, jak drużyna Niemiec radzi sobie na Mundialu. Otworzyła leżącego na stole laptopa i weszła na niemiecką stronę sportową. Sprawdziła wyniki meczów i już chciała wyłączyć urządzenie, gdy zobaczyła nagłówek, który informował o nowej miłości Marco Reusa. Nie dowierzała własnym oczom. Kliknęła w link i ukazało jej się kilkanaście zdjęć, na których widniał jej chłopak z blondynką. Od razu rozpoznała, że jest to Alex, jakby nie było - jej odwieczna rywalka. Magda nie mogła uwierzyć jak perfidna jest ta kobieta! Idealnie wykorzystała moment, aby zbliżyć się do Marco. Z resztą - on wcale nie jest lepszy! Przecież mówił jej, że bardzo się martwił, a tymczasem na zdjęciu, jak gdyby nigdy nic,spaceruje i nawet obejmuje Alexandrę! 
Po kilku minutach usłyszała, że piłkarz już wrócił. 
- Wstałaś już, skarbie? Jak się czujesz? - pytał z uśmiechem. - Zrobiłem zakupy, podczas twojej nieobecności trochę to zaniedbałem. - mówił, stawiając torby na blacie kuchennym. 
- No jasne, przecież miałeś inne obowiązki. - odparła z ironią. 
- Nie rozumiem...? Nie miałem głowy do zakupów, trochę kosztowało mnie również załatwienie z trenerem całej sytuacji z mistrzostwami. 
- Oj, przecież miałeś ogromne wsparcie ze strony swojej najlepszej przyjaciółki. - Madzia coraz bardziej się rozkręcała. Nie znosiła Alexandry i była o nią bardzo zazdrosna.
- O czym mówisz?  - przerwał rozpakowywanie zakupów i usiadł na przeciwko niej. 
- O tym, że świetnie się bawiłeś podczas mojego cierpienia! - podniosła głos. 
- Słucham? Jak możesz tak mówić?!
- A co powiesz o tych zdjęciach? - pokazała mu laptopa.  
- Magda, nie przesadzaj. Przyszła oddać mi pieniądze i poszliśmy na krótki spacer. Ona ma swoje problemy, ja swoje i chciała mnie wyciągnąć z domu, nic więcej!
- Jasne. - westchnęła. 
- Przeginasz! - nie wytrzymał i podniósł głos. - Umierałem z nerwów o ciebie, w ogóle nie spałem, nie jadłem, czekałem na jakikolwiek znak, nie chciało mi się żyć, a ty mi mówisz że świetnie się bawiłem?! Rozumiem, że nienawidzisz Alex, ale nie zapędzaj się tak daleko i nie oskarżaj mnie o takie rzeczy! - wstał z krzesła i podszedł do okna. 
- Przepraszam. - wyszeptała, co bardzo go zaskoczyło. Myślał, że Madzia będzie nadal tkwić przy swoim zdaniu. Spojrzał na nią i zobaczył, że płacze. 
- Jezu, Madzia, to ja przepraszam, nie płacz, proszę. - podszedł do niej i ją przytulił. 
- Nie płaczę przez ciebie. Po prostu bardzo cię kocham i nie chcę cię stracić. - odparła i wtuliła się w jego ramiona. 




piątek, 10 października 2014

46. ,,Boję się najgorszego..."

Kilkanaście minut po wyjściu z restauracji był na komisariacie. Ostatnio bywał tam często, więc wiedział, gdzie ma się skierować. Zapukał do odpowiednich drzwi, po czym wszedł do pomieszczenia. Policjantka od razu ciepło go przywitała. 
- Powie mi pani coś więcej? - zapytał blondyn. - Czy Madzia powiedziała dokładnie gdzie jest? 
- Nie, wiemy tylko, że w jakimś opuszczonym domu, nic poza tym nie udało nam się dowiedzieć. Trwają poszukiwania, ale nie należy oczekiwać cudów, pańska dziewczyna może być w zupełnie innym kraju, nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkich takich miejsc. 
- A nie możecie namierzyć tego telefonu? 
- Niestety, telefon nie wysyła żadnych sygnałów, nie możemy go zlokalizować. Musi być wyłączony, lub uszkodzona została karta. Jednakże, będziemy próbowali jeszcze go zlokalizować. Mogę jeszcze w czymś panu pomóc? Muszę załatwić jeszcze kilka spraw, więc jeśli ma pan jakieś pytania, to załatwmy to szybko. 
- Nie...właściwie to wszystko. Do widzenia. - powiedział i wyszedł. 

***
Ocknęłam się, chwilowo nie wiedząc co się stało. Leżałam na ziemi, wszystko mnie bolało, a najbardziej głowa. Przypomniałam sobie sytuację z telefonem. Zdziwiłam się, że Marvin i Dominic zostawili mnie w takim stanie, nie miałam związanych rąk ani nóg. Od razu przyszła mi do głowy ucieczka. Po chwili jednak usłyszałam pierwszego z nich. 
- Kup coś do żarcia i jakieś tabletki. Wiesz, u tego gościa co ostatnio. Mają być tanie i skuteczne, nie bierz nic podejrzanego, bo przecież nie możemy jej zabić. - chyba rozmawiał przez telefon,  nic z tego nie rozumiałam, ale niepokoiła mnie sprawa tabletek. - I wracaj szybko. - domyśliłam się, że rozmawia z Dominiciem. 
Chwilę później zjawił się w pomieszczeniu, w którym leżałam, jednak nie zauważył, że mam otwarte oczy. Szukał czego w szafie, przerzucając sterty dokumentów. Stał tyłem do mnie, wychwyciłam wzrokiem szklaną butelkę po piwie, stojącą za kominkiem. Bezgłośnie ją sięgnęłam i starałam się jak najciszej wstać. Niestety, Marvin mnie usłyszał i ekspresowo się odwrócił. Na szczęście byłam szybsza i zdążyłam zadać cios. Mężczyzna, był lekko otumaniony, jednak dla pewności ponowiłam swój czyn, po czym uciekłam z domu. 
Moim oczom ukazał się las, ruszyłam jak najszybciej do jego wnętrza. Biegłam czym prędzej, często się za siebie odwracając. W końcu ujrzałam ulicę, jednak nadal kryłam się wśród drzew. Moje serce biło jak oszalałe, jednocześnie bałam się i byłam szczęśliwa, że udało mi się uciec. W mojej głowie pojawiło się pytanie, dokąd wracam? Przecież nie ma już mnie i Marco. On nie chce mnie znać za ten pocałunek z Mike'em. Pewnie cieszy się, że zniknęłam z jego życia. Z resztą, zapewne w ogóle o mnie nie myśli, ma teraz Mundial. Po pewnym czasie zwolniłam tempo. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ani dokąd zmierzam. Usłyszałam jadący samochód. W pierwszej chwili chciałam wybiec na pas ruchu i go zatrzymać, ale uświadomiłam sobie, że może to być Dominic, wracający z zakupów. Schowałam się za drzewem i przeczekałam, aż auto przejedzie. Odpoczęłam chwilę i ruszyłam dalej. 

*** 
Piłkarz, wracając do domu został zatrzymany przez pewnego mężczyznę. Wysoki brunet był znajomy Reusowi. 
- Pewnie mnie nie pamiętasz, jestem bratem Madzi.
-Jasne, że pamiętam.Maciek, tak?
- Tak. Pewnie się domyślasz, po co tu jestem...Rodzice umierają ze strachu o Madzię, nie znają niemieckiego, więc ja przyjechałem, żeby się rozeznać. Masz jakieś informacje?
- Chodźmy do jakiejś restauracji, nie będziemy rozmawiać na ulicy. -zaproponował Marco i ruszyli do najbliższej kawiarni. Piłkarz wyjaśnił wszystko Maćkowi, obiecał kontaktować się z nim w razie nowych wiadomości. Zaproponował mu nawet nocleg, ale brat Magdy, odmówił, mając już wynajęty hotel. Reus cieszył się, że ma kogoś, komu tak samo zależy na jego dziewczynie. Widział, że Maciej również bardzo przeżywa całą sytuację. 
Kiedy wrócił z komisariatu, włączył telewizor. Zaczynał się właśnie półfinał Mundialu, w którym Niemcy grają z  Brazylią. Tak naprawdę, nie miał ochoty wcale oglądać tego spotkania. Nie liczyło się ani zwycięstwo, ani porażka. Piłka straciła dla niego sens. Wiedział, że Magda na pewno chciałaby go widzieć na boisku, ale on zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie grać w takiej chwili. Gdzieś w głębi serca oczywiście cieszył się, że jego zespół wysoko prowadzi.  W przerwie usłyszał dzwonek do drzwi. Niechętnie wstał z kanapy i poszedł otworzyć. Okazało się, że odwiedziła go...Alexandra.
- Cześć... Przepraszam, że tak późno zawracam ci głowę, ale chcę jak najszybciej pozbyć się wyrzutów sumienia. 
- Cześć, wejdź. - zapytała Marco. - O co chodzi? 
- Chciałam oddać ci pieniądze. - odparła, wchodząc do salonu i siadając na kanapie. - Chcę mieć to już z głowy, więc zwracam całą sumę i jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - podała kopertę piłkarzowi. 
- Nie ma sprawy. Jak sobie radzisz? Wiesz już o co chodzi z tą restauracją?
- Tak. Marco powiedz mi tak szczerze...Czy ty na serio nic nie wiedziałeś o tym spisku Ann? - zapytała podejrzliwie. 
- Jakim spisku? O czym ty mówisz?
- Postanowiła w ramach zemsty kupić budynek, w którym znajduje się moja restauracja, a następnie wypowiedzieć mi umowę wynajmu. To przez nią zostałam na lodzie. - wyjaśniła całą sytuację. 
- Nie miałem pojęcia. - Reus ciężko westchnął. - Posłuchaj, wiem, że jest ci ciężko, ale to nie jest koniec świata. Pomyśl jak się poczuła Ann, gdy zobaczyła ciebie z Mario. Jest niewiele rzeczy gorszych od zdrady... 
- Czy ty jej bronisz?! - podniosła głos. - To, co się stało jej nie usprawiedliwia. 
- Nikogo nie bronię, mówię tylko, że wina leży zawsze pośrodku. Z resztą, Alex, to nie moja sprawa, mam dość swoich problemów. 
- No właśnie, jak sobie radzisz?  - zapytała z troską. 
- W ogóle sobie nie radzę...Siedzę w czterech ścianach i czekam na telefon z policji. Nie chce mi się żyć. 
- Przestań tak mówić. Wiesz co mam pomysł... Może pójdziemy na spacer, dotlenisz się, wyjdziesz z domu?  
- To nie jest taki głupi pomysł, chodźmy. 

***
Szłam, ciężko oddychając. Nie miałam siły, coraz bardziej bolała mnie głowa, robił się ciemno. Wiedziałam jednak, że nie mogę zatrzymać się ani na chwilę. Dominic na pewno wrócił już do domu i zastał Marvina. Z całą pewnością mnie szukają. Przeszłam na drugą stronę ulicy i ruszyłam w lewą część lasu. Bałam się, każdy szelest przyspieszał bicie mojego serca. Poruszałam się szybkim tempem, z każdym metrem słyszałam coraz głośniejszy hałas samochodów. Po kilkudziesięciu minutach zobaczyłam, że jestem przy trasie. Postanowiłam zatrzymać jakiś samochód,chociaż to nie było łatwe, ponieważ wszystkie jechały z dużą prędkością. Większość kierowców mnie nie zauważała, w końcu było ciemno. Zobaczyłam, że kilkaset metrów dalej jest zjazd na Holzwickede, więc okazało się, że nie byłam tak daleko od Dortmundu. Przebrnęłam na przeciwną stronę trasy i ruszyłam w stronę zjazdu. Po drodze zobaczyłam jadącą taksówkę. Zatrzymałam ją i wsiadłam do środka. 
- Gdzie jedziemy? - zapytał kierowca. 
- Na komisariat, ale jest pewien problem, nie mam pieniędzy, żeby panu zapłacić. - odparłam szybko, nie chcę robić sobie problemów. 
- W takiej sytuacji nie jestem w stanie nigdzie pani podwieźć. Nie jeździmy ,,na wodę", a komisariat jest kilkanaście kilometrów stąd. - odpowiedział z irytacją. 
- Rozumiem, a czy byłby pan tak uprzejmy i użyczyłby mi pan telefonu? To bardzo ważne, muszę zadzwonić na policję. - próbowałam przekonać taksówkarza. 
-No dobrze. - westchnął - Jeśli to tak bardo pilne, to podwiozę tam panią. W sumie i tak wracam do Dortmundu. 
- Obiecuję, że oddam panu należność, po prostu nie mam teraz przy sobie pieniędzy. - zapewniłam i zapięłam pasy. Miałam ogromne szczęście, że złapałam taksówkę. Kierowca pewnie przestraszył się mojego wyglądu i stanu, więc nie chcąc mieć mnie na sumieniu, zgodził się mnie zawieść na policję. Co do sumienia - moje odezwało się, gdy pomyślałam o Marvinie. Co byłoby, gdybym go zabiła? Mimo tego co mi zrobił, nie darowałabym sobie tego. 
Po kilkunastu minutach byłam pod komendą. Poprosiłam kierowcę o numer telefonu, abyśmy mogli się rozliczyć. Był bardzo szczęśliwy gdy to zrobiłam, bo chyba nie wierzył wcześniej w moje obietnice oddania długu. Wbiegłam do środka i zaczęłam szybo opowiadać recepcjonistce, kim  jestem. Od razu zaprowadziła mnie do pomieszczenia i powiadomiła kilku policjantów o moim odnalezieniu. 
- Czy dobrze się pani czuje? - zapytała wysoka blondynka w mundurze. 
- Tak, tylko przebiegłam bardzo długi dystans, jestem trochę wyczerpana. - odpowiedziałam. 
- Zaraz ktoś przyniesie pani wodę i jakiś posiłek, tymczasem chciałabym z panią porozmawiać. Nazywam się Claudia Schneider i zajmuję się tym porwaniem. Musimy jak najszybciej odnaleźć porywaczy. Potrzebujemy pani pomocy. 
- Rozumiem. Porwali mnie Marvin Rolefs i Dominic...Niestety, nie znam nazwiska. 
- Dobrze, czy pamięta pani nazwę miejscowości, albo jest pani w stanie wskazać drogę? - zapytała, a ja zaczęłam opisywać jej całą moją ucieczkę.Blondynka wszystko notowała. Po kilku minutach do pokoju wkroczyła inna policjantka z filiżanką herbaty i kanapkami. Zajęłam się jedzeniem, odpowiadając na kolejne pytania. Gdy już zjadłam, Schneider wyprowadziła mnie na korytarz i kazała usiąść na ławce. 
- Zaraz poinformuję pani chłopaka, strasznie się o panią martwił. - powiedziała i wróciła do swojego gabinetu, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać. Uśmiechnęłam się na myśl o Marco. Czyli jednak nie zapomniał o mnie. Po chwili uświadomiłam sobie, że przecież jest Mundial. Straciłam całkowicie rachubę czasu, ale byłam pewna, że mistrzostwa jeszcze trwają. Poszłam do gabinetu policjantki i zapytałam o dzisiejszą datę. 
- Spokojnie, proszę się nie martwić. Pani chłopak nie pojechał na Mundial. - odpowiedziała, a mnie zatkało. 
- Dlaczego? 
- Niedługo sama się pani go zapyta. - odpowiedziała z uśmiechem.

***
Gdy Marco wrócił ze spaceru,zobaczył pod swoimi drzwiami Marcela, siedzącego na schodach. 
- Co jest? - zapytał przyjaciela. 
- Nic, przyszedłem cię odwiedzić. - obaj weszli do środka. Fornell włączył telewizor i rozsiadł się na kanapie. - 7 -1 świetny wynik, prawda?
- Taa, super. - odpowiedział piłkarz bez żadnych emocji. Marcel chciał mu coś odpowiedzieć, ale usłyszeli dźwięk telefonu. - Słucham? - odebrał. 
- Z tej strony Claudia Schneider, bardzo proszę szybko przyjechać na komisariat. 
-Co się stało? - blondyn zerwał się z miejsca i zaczął szukać kluczyków od samochodu. 
- Nie mogę nic powiedzieć przez telefon. Do zobaczenia. - specjalnie nic nie powiedziała o odnalezieniu Magdy i rozłączyła się.
- Co się stało? - zapytał Fornell obserwując przyjaciela. 
- Dzwoniła ta policjantka, kazała mi szybko przyjechać na komendę. Boże, Marcel boję się najgorszego... 
- Oszalałeś? Może mają jakiś ślad, a ty musisz coś potwierdzić, albo...
- Dobra, jedziesz ze mną? 
- Jasne, lepiej żebyś nie prowadził w tym stanie.
Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Marco szybko wyszedł z auta i wszedł do środka. Gdy zobaczył Magdę, zamarł. Rzuciła mu się na szyję i zaczęła płakać. Przytulił ją mocno i próbował uspokoić. 
_____________________________________________________________________________
Przepraszam za długą nieobecność, ale niestety szkoła zabiera mi cały wolny czas. :( 
Postaram się niedługo dodać kolejny rozdział, ale musi być spełniony jeden warunek - 20 komentarzy :D  To naprawdę ogromna motywacja do pisania! :)