środa, 28 maja 2014

38. ,,Chcę ci pomóc."

W sklepie, miła pani ekspedientka, potwierdziła informacje o właścicielu budynku. Właścicielem jest Dietr Rehmann, jest dobrze ułożonym mężczyzną, przed czterdziestką. Wysłałam Ann krótkiego sms-a i wróciłam do domu. Przebrałam się i powtórnie wsiadłam w samochód, kierując się na ostatni mecz w tym sezonie na stadionie w Dortmundzie. Masa ludzi jechała w tym samym kierunku, miasto było bardzo zatłoczone, dlatego droga zajęła mi ponad pół godziny. Miejsce miałam w sektorze, z którego bez problemu można śledzić każdą sytuację na murawie. Obok siedziała Tugba, a następnie Anka. Dwa rzędy dalej można było zobaczyć resztę partnerek piłkarzy. Ania nie kryła wzruszenia, że już ostatni raz może na tym stadionie obserwować swojego męża. Jej nastrój udzielił się mi i Tugbie, przez co obie siedziałyśmy trochę przybite, obserwując pojedynek z Bayerem Leverkusen. Mecz, prawdę mówiąc, był nudny. W ekipach obu zespołów widoczne było zmęczenie całym sezonem. Spotkanie zakończyło się remisem 1-1. Strzelcem bramki dla gospodarzy był Łukasz Piszczek. 
- Szkoda, że Robert nie strzelił. - wzdychała Lewandowska po ostatnim gwizdku. 
- Fajnie byłoby, gdyby w ten sposób pożegnał się z Dortmundem, ale jak nie tutaj to może w Berlinie,  w finale pucharu? - pocieszała ją żona Sahina.
- Właśnie, nie ma co się załamywać, przed nami jeszcze jeden, bardzo ważny mecz. - powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca. - Zbieramy się?
- Tak, chodźmy. - odpowiedziała Anna i ruszyłyśmy do wyjścia. W międzyczasie opowiedziałam dziewczynom o naszym gościu, czyli Luizie. Były nieco zszokowane, ale zarazem jej współczuły. Gdy o niej pomyślałam, zrobiło mi się głupio, że zostawiłam ją samą w domu. Oczywiście, od czasu, gdy wróciliśmy ze spaceru, zaszyła się w pokoju i nie chciała nigdzie wychodzić, mimo że proponowałam jej pójście na mecz. Nie powinnam była jej zostawiać, dlatego też pożegnałam się z dziewczynami i wróciłam do domu. Gdy byłam na miejscu, położyłam torbę w salonie i poszłam do dziewczyny. Leżała na łóżku, była odwrócona do mnie plecami.
- Luiza...- powiedziałam cicho, usłyszałam chlipnięcie. Podeszłam do niej i zauważyłam, że płacze. 
- Daj spokój, nie próbuj mnie pocieszać, to nie ma sensu. - odparła, siadając na łóżku. Teraz patrzyłyśmy sobie prosto w oczy. 
- Nie chcę cię pocieszać. Marco rozmawiał z twoją mamą. Niedługo ma się odezwać. 
- Kiedy? Jak urodzę?! - zaczęła krzyczeć. - Jak odchowam dziecko, znajdę pracę i męża, wtedy się odezwie?! 
- Lu, uspokój się. - powiedziałam cicho. - Ona zrozumiała swój błąd, musi sobie wszystko poukładać i przemyśleć. 
- Powiedz mi jak ona mogła tak postąpić? Nienawidzę jej. - odburknęła. 
- Wiem, że masz jej to za złe. Postąpiła fatalnie, ale to nadal twoja matka. Wszystko co ci wtedy powiedziała, było wynikiem jej flustracji i oburzenia. Swoją drogą, ty też nie jesteś bez winy. 
- Doskonale o tym wiem i tego żałuję.- wysyczała. - Przynajmniej potrafię to powiedzieć i przyznać się do tego, ze jest mi wstyd. Na pewno nie mam tego po matce.  
- Wkrótce wszystko wróci do normy, nie masz powodów by płakać. 
- Nie mam powodów? Dziewczyno, czy ty słyszysz co mówisz?! Mam zmarnowane życie, ciąża w tym wieku to koniec, rozumiesz? Nie mam szkoły, rodziny, nie mam nic, a ty mi mówisz, że mam być szczęśliwa? Pewnie całe życie miałaś takie jak teraz - sami kochający ludzie, zero problemów, wszystko ułożone i zaplanowane. Jakim prawem w ogóle się wypowiadasz? - znów uniosła głos i naskoczyła na mnie. 
- Chcę ci pomóc. Może gdybyś miała ciut lepszy charakter, ominęłabyś wiele swoich kłopotów. Nie uważasz, że może część z nich masz na własną prośbę? I uwierz mi, że za pare lat inaczej na to spojrzysz, ale na razie jesteś gówniarą bez uczuć. - chciałam już wyjść - Aha, jeszcze jedno - od zawsze miałam problemy, ma je każdy. Otaczałam się kochającymi ludźmi, bo potrafiłam ich odpowiednio wybierać i traktować. I nie stawiaj siebie na piedestale całego świata, bo wiele osób jest w gorszej sytuacji od ciebie. Lepiej zacznij doceniać to, co masz. - wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Nie ukrywam, że Luiza mnie zdenerwowała. Chciałam jej pomóc, a ona obrzuciła mnie błotem. Jakim prawem? Nic o mnie nie wie, nie może sądzić, że całe życie miałam lekko. Jednak, gdy przygotowując kolację usłyszałam jej płacz, uświadomiłam sobie, że przesadziłam. Po kilkunastu minutach wrócił Marco. Słysząc szloch Luizy, chciał do niej pójść, ale go zatrzymałam. 
- Co się stało? - zapytał. 
- Gdy wróciłam, płakała, potem zamieniłam z nią kilka zdań i jest jeszcze gorzej. 
- Idę do niej. - zadecydował, nie czekając na moją reakcję. 
Przygotowałam kolację i czekałam na blondyna. Wiedziałam, że na obecność Luizy nie ma co liczyć. 
- Co ty jej powiedziałaś? - zapytał, gdy wrócił. - Jest naprawdę w złym stanie. 
- Naskoczyła na mnie, żebym nie wypowiadała się w jej sprawie, bo pewnie całe życie miałam usłane różami. Odpowiedziałam jej tylko, aby zmieniła swój stosunek do ludzi, bo sama ściąga na siebie problemy. Nic więcej. 
- Madzia... - westchnął. - Wiesz jak ona się teraz czuje, nie mogłaś sobie tego oszczędzić?
- Marco, rozumiem, ale nie pozwolę się obrażać. Nawet kobiecie w ciąży. 
- Mam prośbę. W poniedziałek wylatujemy do Berlina, więc chciałbym, żebyś we wtorek przyleciała na mecz razem z Luizą. Mam nadzieję, że w naszej obecności ciotka przyjmie Lu. 
-  Okej, nie ma problemu. W poniedziałek zostanie sama, ponieważ ja wracam do pracy. 
- Jesteś pewna? Wydaje mi się, że powinnaś jeszcze odpocząć. Te wszystkie wydarzenia z Marvinem... - pokręcił głową i mocno mnie przytulił. - A właśnie, co do niego... Założył sprawę przeciwko mnie.
- Jak to ?  - nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że dał nam już spokój. 
- Alan do mnie dzwonił. Za dwa tygodnie mam stawić się w sądzie, ty również, niedługo pewnie przyjdzie jakieś pismo. - na te słowa do moich oczy napłynęły łzy. - Nie martw się, razem przez to przejdziemy. Poza tym, mamy jednego z najlepszych adwokatów w Niemczech. - przytulił mnie jeszcze mocniej i pocałował w czoło. 

________________________________________________________
Bardzo przepraszam za długą nieobecność. 
Ostatnio mam też troszkę mniej motywacji do pisania, z powodu małej ilości komentarzy i wyświetleń, także jeżeli ktoś czyta to bardzo proszę, żeby zostawił po sobie ślad, chociażby najkrótszy. :)

piątek, 16 maja 2014

37. ,,Wraca stara, apodyktyczna Ann. "

Weszłam do domu, a za mną blondynka z walizką. Była trochę mniej roztrzęsiona niż przed kilkoma minutami, przestała płakać. Kiedy ja zdejmowałam kurtkę, ona rozglądała się po mieszkaniu.
- Jesteś z Marco? - zapytała niespodziewanie. 
- Tak. - odpowiedziałam krótko. - A ty...Kim jesteś? - nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ drzwi się otwarły i pojawił się Marco. Rzuciła mu się na szyję i ponownie się rozpłakała. 
- Lu, co się stało? Skąd wzięłaś się w Dortmundzie? - pytał dziewczyny. Widać było, że łączą ich dobre kontakty. Stałam obok i przyglądałam się sytuacji. 
- Rodzice mnie wyrzucili z domu. Marco... ja jestem w ciąży! - odparła, a mi do głowy przyszły najczarniejsze myśli. 
- Jak to w ciąży?! - oburzył się blondyn. - Luiza ! - Pomyślałam, że to dziecko może być Marco. Ale, nie przecież to niemożliwe... Spojrzałam niepewnie na chłopaka, a on zrozumiał o czym myślę. Odszedł od Luizy i stanął koło mnie.
- Lu to moja kuzynka, nigdy ci o niej konkretnie nie wspominałem, ale pamiętasz jak mówiłem ci, że mam rodzinę w Berlinie?- pokiwałam głową i odetchnęłam z ulgą. - Nie rozumiem jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna. Kto jest ojcem? - zwrócił się do kuzynki. W międzyczasie weszliśmy do salonu. 
- Mój były chłopak. Wie o ciąży, powiedział, że będzie starał się mi pomóc. Tylko, że ja nie mam gdzie mieszkać. Cała rodzina w Berlinie się ode mnie odwróciła. Matka powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego i wystawiła mi walizkę za drzwi. Jedynie ty przyszedłeś mi do głowy... Nie gniewaj się, proszę. Wiem, że robię ci ogromny problem - spojrzała na mnie - Ale musisz mi pomóc.
- Jasne, tylko jak sobie to wyobrażasz, przecież chodzisz do szkoły... Luiza, jest tylko jedno wyjście - musisz dogadać się z rodzicami. Przecież, gdy urodzisz, ktoś musi zająć się dzieckiem. Sorry, ale ja nie dam rady. - blado się uśmiechnął, a ja wyobraziłam sobie Reusa wśród pieluch. 
- Rodzice nigdy mi tego nie wybaczą. Pomyślałam, że może załatwiłbyś mi jakąś pracę...? - spojrzała na niego pytająco. 
- Uważasz, że ktoś przyjmie dziewczynę w ciąży ? - zapytałam. 
- Na razie tego nie widać, zawsze coś zarobię...
- Chyba oszalałaś, nie ma mowy. Jeżeli chodzi o kasę to ja bez problemu mogę ci pomóc, ale ty musisz wrócić do Berlina i pogodzić się z rodzicami. - postanowił Marco. 
- A może ty mógłbyś z nimi pogadać? Zawsze stawiali mi ciebie za wzór... Osiągnął sukces, nie odbiło mu, inteligentny, i tak dalej... - zaczęła wymieniać. 
- Spróbuję, a na razie tutaj zostaniesz. 
- Może zjemy  jakiś obiad? - zaproponowałam i po chwili znaleźliśmy się w kuchni. Przygotowaliśmy szybkie danie, a po zjedzeniu poszliśmy oprowadzić Luizę po Dortmundzie. 
Wieczorem Reus skontaktował się z rodziną Luizy. Oczywiście jej matka była rozgoryczona tym, co zrobiła córka, jednak rozmowa z Marco uświadomiła jej chyba, że musi pomóc Lu. Obiecała, że wkrótce się odezwie. 

                                                                         ***
Następnego dnia wcześnie rano pojechałam do pracy. Była sobota, dzień meczu, więc liczyłam, że zastanę Tima. Chciałam już wrócić do zajęć. Czułam się dobrze, a siedzenie w domu tylko mnie męczyło. Czasami nawet wracałam do wydarzeń sprzed kilku tygodni. 
- Dzień dobry, szefie. - uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam go przy sekretariacie. 
- Magda? A co ty tutaj robisz, przecież masz jeszcze kilka dni wolnego...Cały przyszły tydzień o ile dobrze pamiętam. 
- Tak, ale chciałabym już wrócić. Byłaby możliwość skrócenia mojego urlopu?
- Jasne, ale jesteś pewna? - zapytał.
- Tak. 
- W takim razie możesz wrócić już w poniedziałek. Wybierasz się dzisiaj na mecz? 
- Oczywiście. 
- To do zobaczenia na stadionie. Mam nadzieję, że wygramy.
- Ja również. To do widzenia. - odparłam i wyszłam z budynku. 
Wróciłam do domu. Marco wyjechał wcześnie rano, ze względu na dzisiejszy pojedynek z Bayerem. Usiadłam na tarasie i czytałam książkę, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - Ann. 
- No hej, długo się nie odzywałaś...Jak się trzymasz? - odebrałam.
- Jakoś leci. Mario mnie przeprosił, powiedział, że nic z tego nie będzie, ale pewnie o tym wiesz. Dzwonię, bo mam prośbę.
- Jaką? - zapytałam zdziwiona. 
- Ty miałaś już przejścia z tą Alexandrą, prawda?
- Zależy o co ci chodzi... - odpowiedziałam wymijająco.
- O to, że dobierała się do Marco, nie udawaj, że nie pamiętasz. - odpowiedziała szorstko. Oho, wraca stara, apodyktyczna Ann. 
- Pamiętam i co w związku z tym? 
- To, że musisz mi pomóc. Nie mogę znieść tego, co mi zrobiła.A ty chyba też nie za bardzo ją lubisz... - nie mogłam zrozumieć, co ona chce zrobić.
- Ann, co ty kombinujesz?  Chcesz się mścić? Daj spokój, co się stało to się nie odstanie. - próbowałam odwieść ją od tego pomysłu. 
- Oj, od razu mścić. Chcę, żeby chociaż w malutkim stopniu zapłaciła za rozpad mojego związku. 
- Przecież Mario i tak już cię nie kochał, prędzej czy później rozstalibyście się. - cisza w słuchawce. Zrozumiałam, że nie powinnam tego mówić. - Przepraszam, po prostu próbuję doszukać się jakichś pozytywnych stron tej sytuacji. 
- To nie szukaj, bo ich nie ma. A ta małpa zapłaci za to co mi zrobiła. Posłuchaj mnie uważnie i odpowiadaj na moje pytania. - zarządziła, a ja tylko wywróciłam oczami. Dobrze, że mnie nie widzi. - Ta restauracja, w której była impreza jest jej prawda?
- Tak. - odpowiedziałam. 
- Ale dowiedziałam się, że budynek, w którym ona się znajduje należy do niejakiego  Dietra Rehmanna. Oznacza to, że Alexandra musi tylko wynajmować lokal... Twoje zadanie jest bardzo proste - sprawdzisz czy rzeczywiście ten cały Rehmann jest właścicielem. 
-Okej, ale tylko jeżeli powiesz mi, po co ci te informacje. - postawiłam warunek.
- Jeżeli ta krowa nie jest właścicielką, to zrobię wszystko, aby kupić ten lokal od tego faceta. Wtedy całą restaurację szlag trafi, a Alex zostanie bezrobotna. - powiedziała lekkim tonem, widocznie z siebie zadowolona, a mnie zatkało.
- Ciekawie sobie to wymyśliłaś...Ale po co ci ten lokal? Kupisz go, Alexandra się wyniesie, a potem będziesz musiała coś z nim zrobić.
- O to się nie martw. Postaraj jak najszybciej sprawdzić do kogo należy budynek. Zatelefonuję  w poniedziałek. Aha i jeszcze jedno - ani mi się waż powiedzieć komuś o moim planie! W szczególności Reusowi, zrozumiałaś? To będzie nasza mała, słodka zemsta za to, co chciała zrobić tobie i za to, co zrobiła mi. Owocnej pracy i do usłyszenia! Jeżeli będziesz wiedziała coś wcześniej to zadzwoń.   
- Okej, do usłyszenia. 
Wiedziałam, że Ann jest zdolna do takich rzeczy, ale nie przypuszczałam, że może być, aż tak podła.Jednak z drugiej strony trochę ją rozumiałam, przecież Alex zabrała jej faceta. Nie mogłam uwierzyć, że dałam się przekonać i wplątać w całą tę intrygę. Kusiło mnie jednak, żeby odegrać się za jej zaloty do Marco. Miałam jeszcze trochę czasu do meczu, więc odłożyłam książkę i zaczęłam zastanawiać się, jak sprawdzić kto jest właścicielem restauracji. Pomyślałam, że może Marco będzie coś wiedział, ale nie chciałam go pytać, bo mógłby się czegoś domyślić. Przypomniałam sobie, że koło restauracji znajduje się mały sklep spożywczy. Być może tam czegoś się dowiem? 

piątek, 9 maja 2014

36. ,,Sam naważyłeś piwa, to teraz je wypij."

Postanowiliśmy z Marco, że poczekamy na Goetzego, aby od razu wyjaśnić całą sytuację, ale niestety, nie zjawił się. Przyjechał taksówką dopiero rano, gdy jadłam z Reusem śniadanie. 
- Cześć! Fajna ta impreza wczoraj była, co nie? -wpadł uśmiechnięty do kuchni. Nic nie odpowiedzieliśmy. - Ann śpi na górze? - zapytał. - Przyjechała wczoraj z wami, prawda?
- Nie, nie przyjechała z nami. - odpowiedziałam i upiłam łyk herbaty. - Nie ma jej tutaj.
- Nawet nie zauważyłeś jak wyszła... - powiedział Marco i spojrzał na niego surowo.
- Ale o co wam chodzi? Gdzie jest Ann? - pytał Mario.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi. Jak mogłeś jej coś takiego zrobić?- podniósł głos blondyn. - Widziała cię z Alex. Wróciła do Monachium. - powiedział i wyszedł z kuchni, ale po chwili wrócił. - I kazała ci przekazać, że nie jesteście już razem. 
Goetze nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić. Zaprzeczyć? Przecież Ann go widziała, to byłoby bez sensu. Miał tylko jedno wyjście - przyznać się i błagać ją o wybaczenie. Tylko z drugiej strony - czy na pewno chce do niej wracać? Przecież gdyby ją bezgranicznie kochał to nie poszedłby do łóżka z Alexandrą. Zdecydowanie musiał to sobie przemyśleć. Może dobrze się stało? Może w końcu uwolni się  z tego toksycznego związku, w którym pełną i apodyktyczną władzę sprawuje kobieta? Oczywiście, wiedział, że bardzo ją zranił i nie powinien tego robić, ale ona również nie była bez winy. Gdyby zmieniła swoje postępowanie wobec ludzi, oni inaczej by ją postrzegali. 
Mario usiadł przy stole i spuścił głowę. Przez chwilę było mi go nawet szkoda. Ale zaraz potem postawiłam siebie w sytuacji Ann. Nie wyobrażałam sobie, co bym zrobiła. Jednak miałam nadzieję, że Marco mi nigdy tak nie skrzywdzi. 
- I co teraz? - zapytał cicho piłkarz Bayernu. 
- To już twój problem. Sam naważyłeś piwa, to teraz je wypij. - odparłam.
- Jadę na trening. Pa! - do kuchni wpadł Marco z plecakiem, pocałował mnie i wyszedł, nie zwracając uwagi na przyjaciela. Na pewno ta sprawa wpłynie na ich relacje, ale jestem pewna, że nadal będą się przyjaźnić. Potrzebują tylko poważnej rozmowy w cztery oczy.
- Czuj się jak u siebie, ja spadam, bo umówiłam się z Anką na mieście. - powiedziałam i odeszłam od stołu. 
- Zaczekaj. - powiedział cicho, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Myślisz, że Marco ma mnie teraz za kompletnego dupka? 
- A jak uważasz? - zapytałam retorycznie. - Zrobiłeś takie świństwo...Nikt by się po tobie tego nie spodziewał, a na pewno nie twój najlepszy przyjaciel. 
- Chyba najlepiej będzie jeśli stąd teraz wyjadę. Pójdę po rzeczy i ruszam w drogę. - skierował się na górę. - Mam jeszcze jeden problem. - zatrzymał się i spojrzał na mnie. - Chodzi o Ann. Zdałem sobie sprawę, że chyba już jej nie kocham. Gdyby było inaczej to na pewno nie zdradziłbym jej. Tak czy inaczej bardzo tego żałuję. - westchnął. 
- Mimo tego, powinieneś ją przeprosić. To, że jej nie kochasz, nie znaczy, że możesz ją ranić. - powiedziałam, a piłkarz pokiwał głową i poszedł po walizkę. Po kilkunastu minutach zszedł z bagażem, a ja w tym czasie uszykowałam się do wyjścia. Razem opuściliśmy mieszkanie. 
- Poczekasz ze mną na taksówkę? - poprosił. 
- Okej. - zgodziłam się i zapanowała między nami cisza.
- Marco ma wielkie szczęście, że cię poznał. Jesteś naprawdę świetną dziewczyną. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Do zobaczenia! - powiedział i wsiadł do samochodu, który właśnie podjechał. 
- Cześć! - pomachałam mu, popatrzyłam jak odjeżdża i ruszyłam przed siebie. 



                                                                            ***
Wracałam ze spotkania z Anią trochę przygnębiona. Bardzo się do niej przywiązałam przez te kilka miesięcy, a teraz ona opuszcza Dortmund. Miałam z nią przyjacielskie kontakty, była mi najbliższą osobą, oczywiście poza Marco, w obcym mieście. Za dwa tygodnie definitywnie wyjeżdża. 
Zastanawiałam się czy blondyn wrócił już z treningu, gdy koło jego posesji zauważyłam siedzącą na chodniku blondynkę. Obok niej stała duża walizka. Z profilu przypominała Alexandrę, ale kiedy się zbliżyłam, dostrzegłam, że dziewczyna jest od niej dużo młodsza, na oko miała  osiemnaście lat. Otworzyłam furtkę, a ona podniosła głowę. Dopiero teraz dostrzegłam, że jest cała zapłakana. 
- Przepraszam, czy tu mieszka Marco? - zapytała słabym głosem. 
- O co chodzi? - odparłam. Nie wiedziałam kim ona jest, dlatego nie chciałam nic mówić.
- Marco mnie zna, potrzebuję pomocy, nazywam się Luiza. - podawała kolejno informacje. 
- Przepraszam, ale nie wiem czy mogę wpuścić cię do środka. Pozwól, że zadzwonię. - wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Reusa. Odeszłam na kilka kroków, aby móc swobodnie rozmawiać. Modliłam się w duchu, żeby odebrał, bo nie chciałam zostawić dziewczyny na ulicy. Po kilku sygnałach odezwał się.
- Marco, przed domem stoi jakaś dziewczyna, mówi, że ją znasz, nazywa się Luiza. Wysoka blondynka. Mam ją wpuścić do domu?
- Luiza? Ale skąd ona wzięła się w Dortmundzie? - pytał retorycznie.- Jasne, wpuść ją, ja będę za kilkanaście minut, muszę tylko coś załatwić. - powiedział i rozłączył się. 
Zastanawiałam się, kim jest ta dziewczyna i skąd zna Reusa, ale była w takim stanie, że wolałam nie pytać. Miałam tylko nadzieję, że nie przyniesie nam żadnych problemów.