piątek, 21 lutego 2014

26. ,,O cholera... "

Wracałam do domu, po drodze odrzucając połączenia od Reusa.  Nie mogłam przestać płakać. Kiedy byłam już na miejscu, zobaczyłam, że na schodach, z telefonem w ręku siedzi piłkarz. 
- Madzia, co się stało ? - zapytał i poderwał się z miejsca, kiedy mnie zobaczył. Chciałam go minąć, ale mnie powstrzymał. - Magda, co ty wyprawiasz? 
- Co ja wyprawiam? Lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem! Nie chcę cię więcej widzieć! - wykrzyczałam mu w twarz i szybkim ruchem go wyminęłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, z powrotem zamykając je na klucz. 
- Magda, otwórz! Nie mam pojęcia o co ci chodzi! - usłyszałam. 
- Daj mi spokój! Nie mam zamiaru być z człowiekiem, który mnie okłamuje! Zostaw mnie w spokoju ! - odparłam i wybuchnęłam płaczem. 
Po kilkunastu minutach zobaczyłam jak jego czarny Aston Martin odjeżdża spod mojego domu. Zrobiłam sobie kawę i zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Nie mogłam zostać u siebie, bo od razu zachorowałabym. Termometr nie wskazywał nawet dziesięciu stopni. Rozważałam powrót do Polski na kilka dni, ale nie miałam odwagi prosić Tima o urlop, tym bardziej, że niedawno z niego wróciłam. Pomyślałam o Lenie, z którą miałam dobry kontakt za czasów pracy w gazecie. Jednak nigdzie nie mogłam znaleźć jej numeru telefonu. Postanowiłam zatelefonować do Niny, koleżanki z redakcji. 
- Cześć Nina! Mówi Magda, pamiętasz mnie jeszcze? - zaśmiałam się. 
- No pewnie, co u Ciebie? Słyszałam, że jesteś z tym znanym piłkarzem. Nie masz pojęcia jak Ci zazdroszczę! - jak zwykle nie dopuszczała nikogo do głosu. Nina była straszną gadułą. - A coś się stało, że dzwonisz? Długo się nie odzywałaś. Podobno pracujesz teraz w Borussii?
- Tak...Nina, dzwonię bo mam problem. - zaczęłam niepewnie. 
- Chętnie Ci pomogę. - Ninę, pomimo jej ogromnego gadulstwa, które czasem było na prawdę uciążliwe, wszyscy lubili za to, że zawsze była gotowa pomóc. Nawet największemu wrogowi.  
- Chodzi o to, że w moim domu nie ma ogrzewania...Jednym słowem jest lodówa. Mogłabyś mnie przenocować? To tylko dwie, góra trzy noce, w najbliższych dniach wszystko powinno wrócić do normy...
- Jasne, nie ma problemu. Wpadaj śmiało, pamiętasz mój adres? 
- Tak, dziękuję. Do zobaczenia. 
- Pa!
Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Dom Niny prawie w ogóle się nie zmienił. Ani na zewnątrz, a jak się później okazało, wnętrze również pozostało takie samo. Wyjęłam walizkę z bagażnika i ruszyłam do drzwi, które otworzyły się, zanim nacisnęłam dzwonek. 
- Nic się nie zmieniłaś!- krzyknęła Nina i rzuciła mi się na szyję. 
- Za to ty cała promieniejesz. Mieszkasz sama, czy może schwytałaś jakiegoś przystojniaka? - zaśmiałam się wchodząc do domu. 
- Mieszkam sama, ale mam kogoś na oku. - odpowiedziała z uśmiechem. - A to prawda, że jesteś z tym piłkarzem? Bo jakoś przez telefon sprytnie uniknęłaś tego tematu. - zachichotała. 
- To plotki. - odpowiedziałam krótko, zdejmując kurtkę. 
- Na pewno ? - spojrzała na mnie podejrzliwie. 
- Nie wierzysz mi ? - zapytałam z uśmiechem. 
- Wierzę. - westchnęła. - Wydało mi się dziwne, że dzwonisz do mnie z taką prośbą, skoro mogłabyś zamieszkać u Reusa. 
- Właśnie, co do tego telefonu i całej tej sytuacji...- zmieniłam temat. - Ja wiem jak to wygląda, nie odzywałam się tyle miesięcy, a teraz jak potrzebuję pomocy, to nagle się do ciebie zwracam... Bardzo mi głupio. I jeszcze raz dziękuję ci, że mi pomagasz. Prawdziwy z ciebie anioł. - rzuciłam jej ciepłe spojrzenie. 
- Jaki tam anioł, po prostu rozumiem twoją sytuację. Nie przejmuj się, przecież równie dobrze, to ja też mogłam do ciebie zadzwonić. A teraz siadaj i opowiadaj, co działo się przez ten długi czas. - wskazała mi miejsce na kanapie i podała kieliszek wina. 
Rozmawiałyśmy do późnej nocy. Kiedy już się umyłam i leżałam w łóżku, spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Pomiędzy kilkunastoma nieodebranymi połączeniami od Marco, zobaczyłam również, że dzwonił do mnie Marvin. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Nie mogąc zasnąć, myślałam nad tym, czego on ode mnie oczekuje. Postanowiłam, że jutro do niego zadzwonię i raz na zawsze każę mu się od siebie odczepić.  
Pomimo późnej godziny, pomyślałam, że zadzwonię do Anki,która pewnie przebywa teraz w Polsce. Rozmowa z nią zawsze podnosiła mnie na duchu, dodawała nadziei i zawsze było mi jakoś łatwiej. Ania miała w sobie to coś, co sprawiało, że nawet największy problem według niej był błahostką. Patrzyła na świat z niezwykłym optymizmem, który udzielał się każdemu kto trochę z nią przebywał. 
- Hej Ania, nie śpisz już ? 
- Nie, dopiero skończyłam trening. 
- No tak, zapomniałam,że dzwonię do największego tytana pracy, jakiego znam. - zaśmiałam się. 
- Oj, nie przesadzaj, dzisiaj sobie trochę odpuściłam. Nawet mnie czasem dopada zły nastrój. Tym bardziej, gdy dowiaduję się, że między moimi przyjaciółmi znów jest coś nie tak. Może mi to wyjaśnisz? - zapytała. 
- Tu nie ma co wyjaśniać...Poza tym to nie rozmowa na telefon. - odpowiedziałam. 
- Ale gdzie ty teraz jesteś? Robert powiedział mi, że się od niego wyprowadziłaś. U ciebie nie ma przecież ogrzewania. 
- Jestem u koleżanki. 
- Nie mogłaś przyjść od razu do nas? Magda, jaka ty jesteś uparta!
- Nie chciałam wam robić problemu i tak już za wiele u was namieszałam. 
- Wiesz co, czasem brakuje mi słów żeby opisać twój upór. Wracając do Marco, to on nawet nie wie o co ta cała afera...
- Chce przejść do Manchesteru, a nawet mi o tym nie wspomniał. Dowiedziałam się od Alexandry. 
- O cholera... 
_________________________________________________________
Tak sobie ostatnio myślałam i doszłam do wniosku, że jesteśmy już daleko za połową tego opowiadania. :) Ale spokojnie, jeszcze trochę Was pomęczę. :D


piątek, 14 lutego 2014

25. ,,Tyle mogę ci powiedzieć. "

Następnego dnia, gdy sprzątałam po naszym wspólnym śniadaniu, zadzwonił telefon Marco. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że dzwoni Alexandra. Cały mój dobry humor wyparował. Piłkarz po chwili pojawił się w kuchni, słysząc dźwięk swojego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, a potem zerknął na mnie niepewnie. 
- No odbierz, może znowu leży umierająca w szpitalu i potrzebuje twojego wsparcia. - powiedziałam z ironią. Odebrał dzwoniące urządzenie i dziwnym tonem rozmawiał z przyjaciółką. Po kilku minutach usłyszałam jak się z nią umawia. 
- Czego chciała ? - zapytałam, kiedy zakończył konwersację. 
- Ma problemy...Potrzebuje pieniędzy. - odpowiedział, na co ja pokręciłam głową nie mogąc uwierzyć jaki ona ma tupet. 
- I ty oczywiście postanawiasz jej pomóc. Wiesz, rób co chcesz, twoje pieniądze, twoja przyjaciółka, twoja decyzja. 
- Madzia, ale postaw się w jej sytuacji. Wszystkie swoje oszczędności wydała na leczenie, a jej restauracja ostatnio podobno nie przynosi żadnych zysków. 
- Jak tam byłam, to odniosłam inne wrażenie. - odpowiedziałam. 
- To nie jest duża suma, nie pożyczałaby, gdyby miała te pieniądze. 
- Jasne, rób jak uważasz. - powiedziałam na odchodne i wyszłam z kuchni. 
- Ale nie będziesz się gniewać? - poszedł za mną chwytając mnie za rękę i obracając w swoją stronę. 
- Nie. - westchnęłam. - Muszę już iść, bo się spóźnię. - pocałowałam go i poszłam założyć kurtkę i buty.

Gdy wróciłam z pracy, Marco nie było w domu. Postanowiłam zadzwonić do ciepłowni i dowiedzieć się, kiedy w grzejniki w moim domu znowu będą ciepłe. Okazało się, że awaria jest w trakcie naprawy i w najbliższych dniach wszystko powinno wrócić do normy. Ucieszyłam się, że nie będę dłużej zawracać głowy Reusowi.  On jednak chyba  nie będzie podzielał mojej radości. Nigdy nie lubiłam prosić kogoś o pomoc, zawsze starałam się radzić sobie sama. Marco uważał, że skoro jesteśmy razem to powinniśmy razem mieszkać. Również nad tym myślałam, ale nie potrafiłam czuć się jak u siebie, w domu piłkarza. Tym bardziej, że kiedyś najprawdopodobniej mieszkał tutaj również ze swoją dziewczyną. Nie chciałam mu o tym na razie mówić, postanowiłam, że przyjdzie na to jeszcze czas. 
Odczytując sms'a od Marco, w którym napisał, że jego rehabilitacja się trochę przedłuży, usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Kiedy je otworzyłam ujrzałam Alexandrę. Ubrana była w czarne legginsy oraz białą, prześwitującą koszulę, na której miała czarną, skórzaną kurtkę. 
- O, kogo moje oczy widzą...- powiedziała i zmierzyła mnie wzrokiem. - Dlaczego wcale się nie dziwię, że tutaj jesteś? - minęła mnie i weszła do środka. 
- Za to ja nie bardzo wiem co ty tutaj robisz. - odpowiedziałam i zamknęłam za nią drzwi. 
- Na dobre już się tutaj przeprowadziłaś ? Widzę, że Marco jest nieźle naiwny.- zignorowała moje pytanie. 
- Nie twoja sprawa. Chociaż...Marco jest naiwny, ponieważ ci we wszystko wierzy. Pytam po raz kolejny - po co tu przyszłaś? 
- Nie powiedział ci? Postanowił mi pomóc i wesprze mnie finansowo. - odparła z uśmiechem, rozsiadając się na kanapie w salonie. 
- Powiedział. - odparłam zaciskając zęby. - Ale teraz go nie ma, więc przyjdź później. 
- Uuu, widzę, że nie możesz znieść tego, że Marco chce mi pomóc. Nie dobrze jest być taką egoistką...- zaśmiała się. 
- Ty wiesz o tym najlepiej. 
- Ja? Przecież to ty lecisz na jego kasę, jednocześnie myśląc tylko o sobie. Nie pomyślałaś, że możesz go zranić ? - zapytała. 
- Nie lecę na jego pieniądze. A teraz wyjdź. - wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi. 
- Rozumiem, chcesz się nacieszyć jego domem, póki jesteś sama. W końcu długo sobie tutaj nie pomieszkasz. Reus niedługo wyjedzie, a ty znów wrócisz do szarej rzeczywistości. 
- Z tego co wiem Marco nigdzie się nie wybiera. - odpowiedziałam. 
- Jesteś tego pewna? Doszły mnie słuchy, że jest bliski podpisania kontraktu z Manchesterem. Może ma zamiar nic ci nie mówić, tylko pewnego dnia po prostu zniknąć. - zaczęła się śmiać, a ja byłam bliska płaczu, jednak nie dałam tego po sobie poznać. - W każdym razie, postaraj się może przepisze ci dom w spadku. - zaśmiała się i wyszła.
Zatrzasnęłam za nią drzwi i zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć, że Marco podpisuje kontrakt i nawet mi o tym nie powiedział. Nie wspomniał nawet, że ma ofertę z tego klubu. Z resztą, jako rzecznik Borussii powinnam wiedzieć o tym w pierwszej kolejności. Jednak przypomniałam sobie słowa Tima, który powiedział, że ,,Reus już długo sobie u nas nie pogra". Byłam pewna, że chodziło mu o kontuzję, ale teraz zrozumiałam drugie dno tej wypowiedzi i skojarzyłam fakty. Ruszyłam do swojego pokoju po walizkę i już po kilkunastu minutach byłam  w drodze do domu. Miałam zamiar jechać do Tima i wszystkiego się dowiedzieć, jednak nie chciałam spotkać się z Marco, więc najpierw pojechałam do siebie. Weszłam do domu i poczułam chłód, no tak, w końcu nie ma ogrzewania. Zostawiłam walizkę i pojechałam do klubu. Kiedy byłam na miejscu, prawie biegiem ruszyłam do pokoju Tima. 
- Dzień dobry. - powiedziałam, wchodząc bez pukania. 
- Magdalena? A co ty tutaj robisz? Przecież już dawno skończyłaś pracę... Aaa, pewnie przyjechałaś po Marco, ale jego też już nie ma. - pokręciłam głową.
- Przyjechałam się o coś zapytać. To prawda, że Marco... że on chce podpisać kontrakt z Manchesterem ? - zapadła cisza. - To prawda? - zaczęłam się niecierpliwić. 
- Magda, ja nic nie mogę ci powiedzieć. Sprawa jest w toku, skoro Reus sam ci nie powiedział, to ja tym bardziej nie powinienem. 
- Chyba jako rzecznik klubu, powinnam o takich sprawach wiedzieć. - podniosłam głos.
- Marco na razie rozpatruje całą tę sytuację, ale z tego co wiem, to jest duże prawdopodobieństwo, że jednak przejdzie do United. Tyle mogę ci powiedzieć. 
- Dziękuję. - powiedziałam bezgłośnie i wyszłam z pokoju ze łzami w oczach. 
Nie rozumiałam jak mógł mi coś takiego zrobić. Nie powiedzieć, że już niedługo wyjedzie i zacznie swój nowy etap w życiu... 

wtorek, 11 lutego 2014

24. ,,No proszę, jakie wymagania. "

Siedziałam na stadionie razem z Anką. Byłyśmy ogromnie zniecierpliwione. Czekałyśmy na rozpoczęcie meczu, które przedłużało się z powodu nagannego zachowania kibiców. Borussia podejmowała dziś Schalke 04. Piłkarze wyszli na murawę z kilkunastominutowym opóźnieniem. Tak jak się wszyscy spodziewali, mecz był niezwykle emocjonujący i wyrównany. Zakończył się remisem 2-2. Gracze z Dortmundu nie byli zadowoleni z wyniku, ponieważ mogli ten mecz spokojnie wygrać. Zmarnowani kilka sytuacji, a do tego Marco doznał kontuzji, która wyklucza go z gry na najbliższe dwa tygodnie. Kiedy mecz się skończył, razem z Anką czekałyśmy w samochodzie na Reusa i Roberta. Lewandowski pojawił się po trzydziestu minutach, mówiąc, że Marco jest na badaniach, więc szybko nie przyjdzie. Postanowiłam, że na niego poczekam. Ania próbowała odwieść mnie od tego pomysłu, ponieważ na dworze, jak na luty przystało, panował prawie dziesięciostopniowy mróz. A niestety, gdzie indziej nie mogłam poczekać, bo sama nie miałam prawa wejść do środka stadionu. Po kwadransie oczekiwań na piłkarza, zadzwonił mój telefon. 
- Słucham ? - odebrałam. 
- Madziu, mam nadzieję, że pojechałaś razem z Lewandowskimi do domu? - usłyszałam głos Marco. 
- No...nie. Czekam na Ciebie przed stadionem. 
- Oszalałaś? Przeziębisz się! Ja będę tutaj jeszcze przynajmniej godzinę, więc zmykaj do domu. Muszą zrobić mi dokładne badania. 
- Ale co się dokładnie stało? - zapytałam zaniepokojona.  
- Nic poważnego, ale tak szybko na boisko nie wrócę. Nie martw się i jedź do domu. Jutro rano do Ciebie wpadnę. Pa! - powiedział i rozłączył się. 
- Pa. - powiedziałam bardziej do siebie i wybrałam numer po taksówkę. 

Kiedy wróciłam do domu z zamiarem ogrzania się przy cieplutkim kaloryferze,  poczułam chłód. Spojrzałam na termometr, który wskazywał, że w pomieszczeniu jest zaledwie... 12 stopni. Grzejnik był zimny, woda lecąca z kranu również. Wyszłam z domu i poszłam do sąsiadki, która mieszkała obok, aby spytać czy u niej również jest awaria. Jak się okazało, we wszystkich domach po lewej stronie na mojej ulicy nie było ogrzewania. Ciepłownia, która nam je dostarcza, poinformowała, że w wyniku mrozu została uszkodzona główna rura znajdująca się pod ziemią. Wróciłam zrezygnowana do domu i zrobiłam sobie ciepłej herbaty. Założyłam kurtkę i ciepłe skarpety. Znalazłam mały, elektryczny grzejniczek, który postawiłam w sypialni, aby mieć w nocy trochę cieplej. Niestety, temperatura podwyższyła się tylko o jeden stopnień. Około północy, grubo ubrana i przykryta po prawie czubek głowy kołdrą, zasnęłam. 

Obudziłam się i poczułam chłód. Temperatura jeszcze bardziej się obniżyła. Przeniosłam grzejnik do kuchni i podłączyłam go do prądu. Założyłam gruby sweter i zaparzyłam kawę. Gdy zjadłam śniadanie, przyjechał Marco. 
- O, wychodzisz gdzieś ? - zapytał, kiedy zauważył, że mam na sobie szalik. 
- Nie. - uśmiechnęłam się.
- A co tu tak zimno ? 
- W ciepłowni jest awaria, wczoraj pękła rura, na połowie ulicy nie ma ogrzewania. - odpowiedziałam jednym tchem. 
- To dlaczego do  mnie nie zadzwoniłaś?! Siedzisz w takim zimnie, przecież nie wiadomo ile jeszcze potrwa ta awaria. To poważna sprawa. Pakuj się, jedziemy do mnie. 
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie chcę robić Ci problemu. - odpowiedziałam. 
- Kochanie, o czym tym mówisz? Jaki problem!? Jestem teraz w domu, będę miał krótsze treningi, będziemy więcej czasu spędzać razem. 
- No dobra, ale to tylko na te kilka dni. 
- No, jeszcze się zobaczy. - zaśmiał się, a ja poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Po kilkunastu minutach wróciłam z walizką do Marco, który siedział w kuchni. 
- Możemy jechać. 
Kiedy byliśmy już w samochodzie zapytałam go dokładnie o jego kontuzję. Okazało się, że ma naderwany mięsień lewej nogi. Przy zwykłym chodzeniu nie sprawia to wielkiego bólu, ale przy grze i bieganiu już tak. Oczywiście nie można też nadwyrężać tej nogi. Kiedy byliśmy już w domu Marco, pierwszą czynnością, którą zrobiłam po zdjęciu butów i kurtki, było przytulenie się do ciepłego kaloryfera. Widząc rozbawioną minę piłkarza wzruszyłam ramionami.
- Zrób mi herbaty.- zarządziłam. - Owocowej, bez cukru. - dodałam po chwili. 
- No proszę, jakie wymagania. - zaśmiał się. 
- Jestem tutaj gościem, więc masz mnie traktować jak gościa. - odpowiedziałam z uśmiechem. 
- Czuj się jak u siebie. 
- Tak na poważnie, to nie wiem jak Ci się odwdzięczę. 
- Wystarczy, że zostaniesz tutaj na zawsze. - odpowiedział, podając mi herbatę. 
- Mam pomysł. W ramach wdzięczności będę gotować Ci codziennie obiadki. Może być ? 
- Kochanie, na prawdę nie oczekuję od Ciebie żadnych wyrazów wdzięczności. Chociaż... od czasu do czasu możesz coś ugotować. To Twoje ostatnie spaghetti przebija wszystkie, które kiedykolwiek jadłem. Nawet to mojej mamy. 
- Dziękuję. - zaśmiałam się. 
- A właśnie, jak już jesteśmy przy mojej mamie...- zamilkł na chwilę. - Moi rodzice chcieliby Cię poznać. Zapraszają nas w następną niedzielę na obiad. 
- Okej. 
- Super, na pewno się ucieszą. - powiedział zadowolony. 


__________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu nie miałam kiedy pisać. Ten rozdział też pisany na szybko, jednak mam nadzieję, że nie jest najgorszy. :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !! :)