Siedziałam na stadionie razem z Anką. Byłyśmy ogromnie zniecierpliwione. Czekałyśmy na rozpoczęcie meczu, które przedłużało się z powodu nagannego zachowania kibiców. Borussia podejmowała dziś Schalke 04. Piłkarze wyszli na murawę z kilkunastominutowym opóźnieniem. Tak jak się wszyscy spodziewali, mecz był niezwykle emocjonujący i wyrównany. Zakończył się remisem 2-2. Gracze z Dortmundu nie byli zadowoleni z wyniku, ponieważ mogli ten mecz spokojnie wygrać. Zmarnowani kilka sytuacji, a do tego Marco doznał kontuzji, która wyklucza go z gry na najbliższe dwa tygodnie. Kiedy mecz się skończył, razem z Anką czekałyśmy w samochodzie na Reusa i Roberta. Lewandowski pojawił się po trzydziestu minutach, mówiąc, że Marco jest na badaniach, więc szybko nie przyjdzie. Postanowiłam, że na niego poczekam. Ania próbowała odwieść mnie od tego pomysłu, ponieważ na dworze, jak na luty przystało, panował prawie dziesięciostopniowy mróz. A niestety, gdzie indziej nie mogłam poczekać, bo sama nie miałam prawa wejść do środka stadionu. Po kwadransie oczekiwań na piłkarza, zadzwonił mój telefon.
- Słucham ? - odebrałam.
- Madziu, mam nadzieję, że pojechałaś razem z Lewandowskimi do domu? - usłyszałam głos Marco.
- No...nie. Czekam na Ciebie przed stadionem.
- Oszalałaś? Przeziębisz się! Ja będę tutaj jeszcze przynajmniej godzinę, więc zmykaj do domu. Muszą zrobić mi dokładne badania.
- Ale co się dokładnie stało? - zapytałam zaniepokojona.
- Nic poważnego, ale tak szybko na boisko nie wrócę. Nie martw się i jedź do domu. Jutro rano do Ciebie wpadnę. Pa! - powiedział i rozłączył się.
- Pa. - powiedziałam bardziej do siebie i wybrałam numer po taksówkę.
Kiedy wróciłam do domu z zamiarem ogrzania się przy cieplutkim kaloryferze, poczułam chłód. Spojrzałam na termometr, który wskazywał, że w pomieszczeniu jest zaledwie... 12 stopni. Grzejnik był zimny, woda lecąca z kranu również. Wyszłam z domu i poszłam do sąsiadki, która mieszkała obok, aby spytać czy u niej również jest awaria. Jak się okazało, we wszystkich domach po lewej stronie na mojej ulicy nie było ogrzewania. Ciepłownia, która nam je dostarcza, poinformowała, że w wyniku mrozu została uszkodzona główna rura znajdująca się pod ziemią. Wróciłam zrezygnowana do domu i zrobiłam sobie ciepłej herbaty. Założyłam kurtkę i ciepłe skarpety. Znalazłam mały, elektryczny grzejniczek, który postawiłam w sypialni, aby mieć w nocy trochę cieplej. Niestety, temperatura podwyższyła się tylko o jeden stopnień. Około północy, grubo ubrana i przykryta po prawie czubek głowy kołdrą, zasnęłam.
Obudziłam się i poczułam chłód. Temperatura jeszcze bardziej się obniżyła. Przeniosłam grzejnik do kuchni i podłączyłam go do prądu. Założyłam gruby sweter i zaparzyłam kawę. Gdy zjadłam śniadanie, przyjechał Marco.
- O, wychodzisz gdzieś ? - zapytał, kiedy zauważył, że mam na sobie szalik.
- Nie. - uśmiechnęłam się.
- A co tu tak zimno ?
- W ciepłowni jest awaria, wczoraj pękła rura, na połowie ulicy nie ma ogrzewania. - odpowiedziałam jednym tchem.
- To dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?! Siedzisz w takim zimnie, przecież nie wiadomo ile jeszcze potrwa ta awaria. To poważna sprawa. Pakuj się, jedziemy do mnie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, nie chcę robić Ci problemu. - odpowiedziałam.
- Kochanie, o czym tym mówisz? Jaki problem!? Jestem teraz w domu, będę miał krótsze treningi, będziemy więcej czasu spędzać razem.
- No dobra, ale to tylko na te kilka dni.
- No, jeszcze się zobaczy. - zaśmiał się, a ja poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Po kilkunastu minutach wróciłam z walizką do Marco, który siedział w kuchni.
- Możemy jechać.
Kiedy byliśmy już w samochodzie zapytałam go dokładnie o jego kontuzję. Okazało się, że ma naderwany mięsień lewej nogi. Przy zwykłym chodzeniu nie sprawia to wielkiego bólu, ale przy grze i bieganiu już tak. Oczywiście nie można też nadwyrężać tej nogi. Kiedy byliśmy już w domu Marco, pierwszą czynnością, którą zrobiłam po zdjęciu butów i kurtki, było przytulenie się do ciepłego kaloryfera. Widząc rozbawioną minę piłkarza wzruszyłam ramionami.
- Zrób mi herbaty.- zarządziłam. - Owocowej, bez cukru. - dodałam po chwili.
- No proszę, jakie wymagania. - zaśmiał się.
- Jestem tutaj gościem, więc masz mnie traktować jak gościa. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Czuj się jak u siebie.
- Tak na poważnie, to nie wiem jak Ci się odwdzięczę.
- Wystarczy, że zostaniesz tutaj na zawsze. - odpowiedział, podając mi herbatę.
- Mam pomysł. W ramach wdzięczności będę gotować Ci codziennie obiadki. Może być ?
- Kochanie, na prawdę nie oczekuję od Ciebie żadnych wyrazów wdzięczności. Chociaż... od czasu do czasu możesz coś ugotować. To Twoje ostatnie spaghetti przebija wszystkie, które kiedykolwiek jadłem. Nawet to mojej mamy.
- Dziękuję. - zaśmiałam się.
- A właśnie, jak już jesteśmy przy mojej mamie...- zamilkł na chwilę. - Moi rodzice chcieliby Cię poznać. Zapraszają nas w następną niedzielę na obiad.
- Okej.
- Super, na pewno się ucieszą. - powiedział zadowolony.
__________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale po prostu nie miałam kiedy pisać. Ten rozdział też pisany na szybko, jednak mam nadzieję, że nie jest najgorszy. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !! :)
Świetny jest ;*
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
Pzdr ^^
Genialny rozdział, a nie. :D Czytałam i nawet nie wiedziałam kiedy zdążyłam to wszystko przeczytać. ^^ O i jaki kochany Marco. *,* taki przyjemny dla oka rozdział. ^^ Czekam na następny. :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;*
http://arytmia-uczuc.blogspot.com/
dziękuję :)
UsuńPozdrawiam ;*
Super! Wreszcie sie do niego "tymczasowo" przeprowadzila ;). Czekam na nastepny. Pozdrawiam ;**
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńPozdrawiam <3
świetny rozdział :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze ta awaria dluzej potrwa :D
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial. Dlugo czekalismy ba nastepny, ale jesli po takiej przerwie takie cudenka dodajesz to ja moge tyle czekac.
Pozdrawiam serdecznie
Świetny, świetny. Ale gdy Marco powiedział jej żeby nie czekała już myślałam że jest umówiony z inną. A że zaproponował jej żeby z nim zamieszkała, na czas awarii Cudo *.*
OdpowiedzUsuńChciałabym się serdecznie:
wellinger-andreas.blogspot.com
na-zawsze-macieju.blogspot.com
Pozdrawiam
Werooo...
Ten no, co ja chciałam.. Biedna Madzia, musiała marznąć w zimnym domu, no ale wiem jak ona się czuje, bo mój pokój to istny biegun zimna w moim domu.. (Pewnie mam serce z lodu i to dlatego, no ale to inna historia).
OdpowiedzUsuńNo i ciepły kaloryferek to jest to, co tygryski lubią najbardziej :D
Zapraszam na mojego nowego bloga:
http://another-story-about-peter-prevc.blogspot.com/
Jakiee cudne ! <333
OdpowiedzUsuńMarco jest wspaniałym facetem *-*
Po prostu jest cudowny <3
Czekam na kolejny ;*
Buziaki kochana! ♥
Ooo! Biedna Madzia! Na szczęście pojawił się kontuzjowany Marco i ją uratował. Od zimna.
OdpowiedzUsuńMarco to prawdziwy aniołek. Fajnie, że tak pomaga Madzi. Widać, że ją kocha.
O, zobaczymy co wyniknie ze spotkania z rodzicami.
Pozdrawiam :*
Cudo. Kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://mario-i-susanne.blogspot.com/?m=1
dziękuję :)
UsuńPozdrawiam.
Jak słodko *-* i jeszcze pozna jego rodziców :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się strasznie .
OdpowiedzUsuńChociaż zazwyczaj czytam o Austrii .
Zapraszam do mnie
http://difficult-love-austria.blogspot.com .
Powiadom mnie o następnym .
Czy mogłabyś o nowych rozdziałach powiadamiać mnie na moim asku (link na blogu)? Tak mi będzie łatwiej ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! *-* Jak już wspominałam, nie jestem wielką fanką Marco, nie śledzę jego kariery, ale ty bardzo mnie nim zaciekawiłaś, choć tu stworzyłaś własną wizję jego osoby. Mam same pozytywne wrażenia, hihi. I Marco wydaje się wspaniałym facetem, haha, no po prostu ideałem! Mam nadzieję, że nie zamierzasz za bardzo namieszać w tej sielance ;))
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na strefa-id.blogspot.com
Nie ma problemu ;)
Usuńdziękuję ;*
Pozdrawiam.